Ogólnoświatowe uroczyste spotkania
Jesteśmy architektami swojego szczęścia


Jesteśmy architektami swojego szczęścia

Moi drodzy bracia i siostry, to dla mnie wielki zaszczyt i przywilej, aby przemawiać do was dzisiaj. Głęboko podziwiam młodych dorosłych Kościoła i cieszę się, że mogę spędzić z wami ten wieczór.

Kilka tysięcy z was zgromadziło się w tym pięknym tabernakulum. Zaś cała rzesza, której nie widzę, znajduje się w tysiącach domów spotkań na całym świecie. Wiem, że jesteście skupieni i macie pragnienie zdobywania wiedzy. Wiem, że mimo dzielącej nas odległości, Duch Święty może być z nami wszędzie. To nie transmisja satelitarna, a właśnie Jego obecność tworzy między nami tę wyjątkową więź. Modlę się, aby Duch Święty był z nami, aby nas nauczał, prowadził i inspirował tego wieczoru.

Życie ma dla nas wiele niespodzianek

Znajdujemy się w pięknym, historycznym pomieszczeniu, które oddaje hołd wierze i pracowitości pionierów — założycieli Salt Lake City. Pierwszy raz odwiedziłem Tabernakulum, kiedy miałem 16 lat. Było to podczas mojej pierwszej podróży do Stanów Zjednoczonych. Ojciec zaproponował mi, bym towarzyszył mu w jednej z jego służbowych delegacji do Kalifornii. Jako młody chłopiec dorastający na południu Francji, byłem bardzo podekscytowany tym zaproszeniem. W końcu miałem zobaczyć Amerykę! Co więcej, jednym z przystanków w naszej podróży był weekend w Salt Lake City i udział w konferencji generalnej.

Pamiętam, jak przyjechaliśmy do Utah w wynajętym fordzie mustangu. Podczas wielu godzin spędzonych w drodze, przejeżdżaliśmy przez zawieje śnieżne, mijaliśmy pustynie rozciągające się po horyzont, wspaniałe, pomarańczowe kaniony i majestatyczne góry. Krajobraz w pełni oddawał charakter amerykańskiego Zachodu, miałem więc oczy szeroko otwarte w nadziei, że zobaczę kowbojów i Indian galopujących wzdłuż autostrady.

Następnego dnia, dzięki uprzejmości znajomego, siedzieliśmy w pierwszych rzędach Tabernakulum i oczekiwaliśmy na rozpoczęcie sesji konferencji. Byłem pod wielkim wrażeniem. W trakcie spotkań, starałem się wyłapać tych kilka angielskich słów, które rozumiałem. Wciąż pamiętam przemówienie Prezydenta Ezry Tafta Bensona — nie tyle jego słowa, jak wrażenie, które wywarł na moim młodym sercu. Czułem, jakbym żył we śnie, jakby to była wspaniała przygoda.

Czy w tamtej chwili mogłem przewidzieć dzisiejszy wieczór? Czy mogłem wyobrazić sobie, że przemawiam w tym samym Tabernakulum przed tak wspaniałym audytorium? Absolutnie nie!

Życie ma dla nas wiele niespodzianek, prawda? Nawet pięć lat temu bym sobie tego nie wyobraził. Wtedy mieszkaliśmy z rodziną w Paryżu i nasze życie wydawało się dokładnie zaplanowane. Pięcioro naszych dzieci przyszło na świat w tej samej klinice, blisko naszego domu. Nie mogliśmy sobie wyobrazić innego życia, w innym miejscu, niż to spokojne osiedle na przedmieściach Paryża, w otoczeniu naszych dzieci i przyszłych wnucząt. Pewnego wieczoru zadzwonił do nas Prezydent Monson i przewrócił nasze życie do góry nogami.

Od tego dnia moja rodzina miała okazję odkryć radość, jaka płynie z mieszkania w Utah — odwiedzania historycznych miejsc kościelnych, wspinania się po górach, grillowania w ogródku przy zachodzie słońca, rozkoszowania się różnymi rodzajami hamburgerów (od najlepszych po najgorsze) i oglądania meczy futbolu amerykańskiego drużyn BYU… lub Uniwersytetu Utah. Nikt tego nie wie, ale może tym kowbojem, którego zobaczycie jutro przy autostradzie, będę ja!

Przyszłość jest niezbadana

Moje powołanie w Przewodniczącej Radzie Biskupiej jest ekscytujące i inspirujące, jednakże różni się od planów, które robiłem w młodości. Jako dziecko chciałem zostać archeologiem. Babcia zadbała o to, abym otrzymał dobrą edukację. Dała mi książkę o młodym faraonie Tutenchamonie, co zapoczątkowało moje zainteresowanie starożytnymi cywilizacjami. Spędziłem wiele weekendów na rysowaniu starożytnych bitew, a ukończonymi rysunkami zdobiłem ściany swojego pokoju. Marzyłem, że pewnego dnia znajdę się w Egipcie i wezmę udział w wykopaliskach starożytnych świątyń i grobowców faraonów.

Minęły cztery dekady, a ja nadal nie jestem archeologiem i prawdopodobnie już nigdy nim nie zostanę. Nigdy nie byłem w Egipcie, a moja ostatnia praca przed powołaniem na Przedstawiciela Władz Naczelnych była związana z dystrybucją żywności. Niewiele ma to wspólnego z moimi planami z dzieciństwa!

Młodość, ogólnie rzecz biorąc, to idealny okres na robienie osobistych planów. Każdy z nas miał marzenia z dzieciństwa. Jako młodzi dorośli — każdy z osobna — nadal powinniście marzyć o przyszłości! Być może te marzenia są związane z osiągnięciem dobrych wyników sportowych, stworzeniem wielkiego dzieła sztuki, zdobyciem dyplomu lub zawodu, do czego przygotowujecie się poprzez pracę i wytrwałość. Być może w sercu przechowujecie niezwykle wam drogi obraz waszego przyszłego męża lub żony, tego, jak wygląda, jaki ma charakter, kolor oczu lub włosów oraz pięknych dzieci, które pobłogosławią waszą rodzinę.

Jak wiele z waszych marzeń się spełni? Życie jest pełne niepewności. Niespodzianki pojawią się na każdym jego etapie. Kto wie, co zdarzy się jutro, gdzie będziecie za kilka lat, co będziecie wtedy robić? Życie jest jak powieść sensacyjna, której fabuła jest trudna do odgadnięcia.

W waszym życiu nastąpią kluczowe momenty, które będą mogły w mgnieniu oka odmienić jego kurs. Takim momentem może być jedno spojrzenie, rozmowa czy nieoczekiwane zdarzenie. Valérie i ja wciąż pamiętamy tę szczególną chwilę, kiedy zakochaliśmy się w sobie — było to podczas próby chóru naszego okręgu młodych dorosłych w Paryżu. To było całkowite zaskoczenie! Znaliśmy się od dzieciństwa, ale nigdy nie żywiliśmy do siebie żadnych romantycznych uczuć. Tego popołudnia grałem na pianinie, a ona śpiewała w chórze. Nasze oczy się spotkały i coś się stało. Jedna sekunda zadecydowała o wieczności!

W waszym życiu pojawią się nowe możliwości, tak jak na przykład niedawne oświadczenie Prezydenta Monsona dotyczące wieku wymaganego do służby misjonarskiej. W Kościele są teraz prawdopodobnie tysiące młodych mężczyzn i młodych kobiet, którzy po wysłuchaniu słów proroka, rozpoczęli proces dostosowywania swoich planów życiowych, aby móc służyć na misji1.

Czasami kurs naszego życia może ulec zmianie ze względu na nieoczekiwane przeciwności i rozczarowania. Z doświadczenia wiem, że jedynie w części kontrolujemy okoliczności naszego życia.

Mimo to większość ludzi nie lubi tego, co nieznane. Niepewność życia skutkuje u niektórych brakiem pewności siebie, obawą przed przyszłością, która objawia się na wiele sposobów. Inni boją się zobowiązań ze względu na strach przed porażką, nawet kiedy pojawiają się dobre możliwości. Mogą oni na przykład odkładać na później małżeństwo, edukację, założenie rodziny czy ugruntowanie swojej pozycji w zawodzie, woląc niezobowiązujące znajomości lub wygodne pielesze domu rodziców.

Inna filozofia, która nas ogranicza, została przedstawiona w tej maksymie: „Jedzcie, pijcie i weselcie się, bo jutro umrzemy” (2 Nefi 28:7). Zwrot ten sugeruje, że skoro nie wiemy, co będzie jutro, a i tak wszyscy w końcu umrzemy, powinniśmy dać się ponieść obecnej chwili. Ta filozofia zachęca do pozwalania sobie na natychmiastowe przyjemności bez względu na ich konsekwencje w przyszłości.

Podążajcie ścieżką szczęścia

Moi drodzy bracia i siostry, moje dzisiejsze przesłanie dla was jest takie, że istnieje inna droga niż ta wypełniona strachem, zwątpieniem lub folgowaniem sobie — droga, która wnosi do życia spokój, pewność siebie i pogodę ducha. Nie możecie kontrolować wszystkich okoliczności życia. Nieoczekiwanie przydarzą się wam zarówno rzeczy dobre, jak i te, które będą dla was próbą. Jednakże, oświadczam, że macie kontrolę nad waszym szczęściem. Jesteście jego architektami.

Wciąż pamiętam te mądre słowa wypowiedziane przez Prezydenta Dietera F. Uchtdorfa podczas ostatniej konferencji generalnej:

„Im jesteśmy starsi, tym częściej spoglądamy wstecz i zdajemy sobie sprawę z tego, że tak naprawdę zewnętrzne okoliczności nie mają znaczenia, że nie determinują naszego szczęścia.

[…] My determinujemy własne szczęście”2.

Nie, wasze szczęście nie zależy głównie od sytuacji, w jakiej się znajdujecie. W większej mierze zależy od waszej duchowej wizji i zasad, na których opieracie swoje życie. Te zasady przyniosą wam szczęście bez względu na nieoczekiwane trudności i niespodzianki, które nieuchronnie napotkacie podczas swojej podróży przez życie.

Dzisiejszego wieczoru pragnę omówić kilka z tych niezbędnych zasad.

1. Rozpoznajcie swoją osobistą wartość

Pierwszą z nich jest: Rozpoznajcie swoją osobistą wartość.

Tego lata moja rodzina i ja spędziliśmy kilka dni wypoczynku w Prowansji, wspaniałym regionie południowej Francji. Pewnego wieczoru, tuż po zachodzie słońca, kiedy mrok ogarnął okolicę, postanowiłem spędzić kilka chwil w spokoju na leżaku w ogrodzie. Było tak ciemno, że miałem trudności z rozróżnieniem otaczających mnie przedmiotów. Zacząłem wpatrywać się w niebo. Na początku było czarne i nieprzeniknione. Nagle na niebie pojawiło się światełko, jak iskierka, potem drugie i trzecie. Stopniowo, w miarę jak moje oczy przyzwyczajały się do ciemności, ujrzałem niezliczone mnóstwo gwiazd. To, co wydawało się być mrocznym niebem, przekształciło się w Drogę Mleczną.

Pomyślałem: „Przypomina mi to nasz związek z Bogiem. Jak wielu jest ludzi, którzy wierzą, że On jest daleko lub w ogóle nie istnieje? Dla tych ludzi życie jest bardzo ponure i mroczne. Nie poświęcają czasu ani nie starają się badać nieba, by zobaczyć, że Bóg istnieje i jest tak blisko nas”.

Mój umysł wędrował dalej. Rozważałem ogrom wszechświata, który objawił się przed moimi oczami i własną fizyczną marność. Zadałem sobie pytanie: „Czym jestem wobec takiej wielkości i wspaniałości?”. Przyszedł mi na myśl pewien werset. Jest bardzo piękny. Znajduje się w jednym z psalmów Dawida, którego poezja była zawsze dla mnie inspiracją.

„Gdy oglądam niebo twoje, dzieło palców twoich, Księżyc i gwiazdy, które Ty ustanowiłeś:

Czymże jest człowiek, że o nim pamiętasz, lub syn człowieczy, że go nawiedzasz?” (Psalm 8:3–4).

Tuż po tym znajduje się to pocieszające zdanie:

„Uczyniłeś go niewiele mniejszym od Boga, Chwałą i dostojeństwem uwieńczyłeś go” (Psalm 8:5).

To jest paradoks i cud stworzenia. Wszechświat jest ogromny i nieskończony, ale jednocześnie każdy z nas ma swoją niepowtarzalną wartość, jest wspaniały i nieskończony w oczach naszego Stwórcy. Moja fizyczna obecność ma znikome znaczenie, ale moje osobista wartość jest niezmiernie ważna dla mojego Ojca Niebieskiego.

Prezydent Uchtdorf oświadczył:

„Gdziekolwiek jesteście, bez względu na okoliczności, w których się znajdujecie, nie zapomniano o was. Bez względu na to, jak pochmurne wydawać mogłyby się dni, bez względu na to, jak czujecie się [nieważni], bez względu na to, w jak głębokim cieniu myślicie, że jesteście, nasz Niebiański Ojciec nie zapomniał o was. W rzeczy samej, On kocha was bezgraniczną miłością.

[…] Jesteście [znani] i [pamiętani] przez najbardziej majestatyczną, możną i pełną chwały istotę we wszechświecie! Jesteście [kochani] przez Króla bezkresnej przestrzeni i niekończącego się czasu!”3.

Wiedza, że Bóg nas zna i kocha każdego z nas, jest jak światło, które oświeca nasze życie i nadaje mu sens. Pamiętam młodą kobietę, która podeszła do mnie po spotkaniu, które odbyło się w Rzymie, we Włoszech. Jej głos był pełen emocji, mówiła o swojej siostrze, która przechodziła przez trudny okres wypełniony problemami i niepokojem. Zadała mi pytanie: „Jak mogę pomóc jej zrozumieć, że Ojciec Niebieski ją kocha?”.

Czy to nie jest istotne pytanie? Skąd możemy wiedzieć, że On nas kocha? Często nasze poczucie osobistej wartości zależy od miłości i zainteresowania okazywanego przez ludzi wokół nas. Jednak tej miłości czasami brakuje. Miłość okazywana przez ludzi jest często niedoskonała, niepełna i samolubna.

Jednak miłość Boga jest doskonała, pełna i bezinteresowna. Kimkolwiek jestem, czy mam przyjaciół, czy nie, czy jestem popularny, czy nie, a nawet jeśli czuję się odrzucony lub prześladowany przez innych, mam absolutną pewność, że mój Ojciec Niebieski mnie kocha. On zna moje potrzeby, zna moje obawy, jest chętny, aby mnie błogosławić. Największym wyrazem Jego miłości do mnie jest to, że „tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał” (Ew. Jana 3:16). Nie oddalił od ust Zbawiciela kielicha goryczy i na pewno sam był w agonii, kiedy widział jak Jego Syn cierpi w Ogrodzie Getsemane i na krzyżu. Chrystus zadośćuczynił za grzechy wszystkich ludzi, a część tego wielkiego Zadośćuczynienia jest przeznaczona i zarezerwowania dla mnie. Ten nieskończony dar, współdzielony przez Ojca i Syna, potwierdza w mojej duszy wartość, jaką dla Nich przedstawiam.

Moi bracia i siostry, wyobraźcie sobie, ile to by dla was znaczyło, gdybyście mogli zobaczyć siebie takimi, jakimi widzi was Bóg. Co by się stało, gdybyście patrzyli na siebie z tą samą życzliwością, miłością i zaufaniem, jakim darzy was On? Jaki wpływ na wasze życie wywarłoby poznanie waszego wiecznego potencjału, w takim samym zakresie, w jakim rozumie go Pan? Gdybyście mogli popatrzeć na siebie Jego oczami, czy to wywołałoby jakiekolwiek zmiany?

Świadczę, że On istnieje. Poszukujcie Go! Poszukujcie i studiujcie. Módlcie się i proście. Obiecuję wam, że Bóg wyśle ​​namacalne oznaki Jego istnienia i miłości do was. Być może nastąpi to w drodze odpowiedzi na modlitwę lub jako delikatny, pełen pocieszenia podszept Ducha Świętego. Być może otrzymacie znak w formie nieoczekiwanego natchnienia lub nowej siły, o której wiecie, że nie pochodzi od was. Być może będzie to członek rodziny, przyjaciel lub przywódca kapłański, który znajdzie się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze, aby błogosławić wasze życie. W ten, czy w inny sposób, jeżeli będziecie Go poszukiwać, On da o sobie znać.

2. Stańcie się tym, kim jesteście

Druga zasada szczęścia brzmi: Stańcie się tym, kim jesteście.

To wyrażenie: „stańcie się tym, kim jesteście”, przypisuje się Pindarowi, jednemu z najbardziej znanych greckich poetów4. Brzmi ono jak paradoks. Jak mogę się stać tym, kim już jestem?

Pozwólcie, że zilustruję tę zasadę pewną historią. Widziałem niedawno film o nazwie Age of Reason, czyli Wiek oświecenia. Opowiada on historię Marguerite, bogatej bankierki, która prowadzi intensywne życie, wypełnione podróżami i konferencjami na całym świecie. Mimo że jest mężatką, mówi że nie ma czasu na dzieci.

W dniu swoich 40. urodzin otrzymuje tajemniczy list następującej treści: „Droga ja, dzisiaj kończę siedem lat i piszę ten list, aby przypomnieć Ci o obietnicach, które złożyłaś, będąc w wieku oświecenia i abyś pamiętała o tym, kim chcę się stać”. Marguerite nagle uświadamia sobie, że autorem listu jest nie kto inny, jak ona sama w wieku siedmiu lat. Na kolejnych stronach dziewczynka szczegółowo opisuje swoje życiowe cele.

Marguerite dostrzega, że stała się kimś zupełnie innym, niż planowała, będąc młodą panienką. Kiedy postanawia odnaleźć w sobie osobę, którą wyobrażała sobie w dzieciństwie, jej zaplanowane i zorganizowane życie wywraca się do góry nogami. Pojednuje się ona z rodziną i decyduje poświęcić resztę swojego życia na służbę potrzebującym5.

Moi drodzy przyjaciele, gdybyście otrzymali teraz list od siebie z przeszłości, co by w nim było? Co mógłby zawierać list, który napisaliście do siebie w dniu swojego chrztu, mając osiem lat? Posunę się jeszcze dalej. Gdyby możliwym było otrzymanie listu z okresu życia przed przyjściem na ziemię, co byłoby w nim napisane? Jaki wpływ wywarłby na was ten list z zapomnianego, ale realnego świata, gdybyście go dzisiaj otrzymali?

Być może jego treść brzmiałaby następująco: „Drogi ja, piszę do Ciebie, abyś pamiętał, kim chcę się stać. Wydałem okrzyk radości, kiedy dano mi możliwość przyjścia na ziemię. Wiem, że to życie jest niezbędnym etapem, dzięki któremu mogę się rozwijać, osiągnąć swój potencjał i żyć wiecznie z moim Ojcem Niebieskim. Mam nadzieję, że pamiętasz o moim największym pragnieniu — bycia uczniem naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Popieram Jego plan, a kiedy będę na ziemi, chcę wziąć udział w Jego dziele zbawienia. Proszę pamiętaj, że chcę być członkiem rodziny, która będzie ze sobą na całą wieczność”.

Ta ostatnia myśl przypomina mi bardzo piękną piosenkę, która znajduje się we francuskim śpiewniku hymnów kościelnych i jest niedostępna dla innych wersji językowych. Zatytułowana jest „Souviens-toi”, co znaczy „Zapamiętaj”. Została skomponowana na melodię Symfonii z Nowego Świata Antoniego Dvorzaka. Jest to pieśń rodzica do nowonarodzonego dziecka.

Pozwólcie, że przeczytam wam trzecią zwrotkę:

Pamiętaj, moje dziecko: Na początku czasów

Byliśmy przyjaciółmi bawiącymi się na wietrze.

Pewnego dnia, z radością zdecydowaliśmy się

Przyjąć od Pana wielki plan życia.

Tamtego wieczoru, moje dziecko, obiecaliśmy,

Że poprzez miłość i wiarę zostaniemy zjednoczeni6.

„Pamiętaj, moje dziecko”. Jedną z największych przygód, jakich tu możemy doświadczyć, jest odkrywanie tego, kim tak naprawdę jesteśmy i skąd pochodzimy, a następnie życie w harmonii z naszą tożsamością i celem naszego istnienia.

Brigham Young powiedział: „Najważniejszą lekcją, jakiej możesz się nauczyć, jest poznanie samego siebie. […] Aby zdobyć tę wiedzę, musisz przyjść na ziemię. […] Żadna istotna nie może w pełni siebie poznać, bez choćby częściowego zrozumienia spraw boskich. Równocześnie żadna istota nie może pojąć i zrozumieć spraw Boga, bez uprzedniego zrozumienia siebie: Musi znać siebie, aby poznać Boga”7.

Ostatnio moje córki wskazały na wspaniały przykład tej zasady w filmie Król Lew. Ten film to nieodłączny element dzieciństwa waszego pokolenia. Zapewne pamiętacie scenę, kiedy zmarły król Mufasa ukazuje się swojemu synowi — Simbie. Po śmierci ojca, Simba uciekł z królestwa, gdyż czuł się winny tej tragedii. Chciał uniknąć odpowiedzialności, jaka ciąży na następcy tronu.

Kiedy Simba ujrzał swojego ojca, ten ostrzegł go mówiąc: „Zapomniałeś, kim jesteś. Zapomniałeś także o mnie. Wejrzyj w głąb siebie, Simba. Jesteś kimś więcej, niż tym, czym teraz. Musisz zająć swoje miejsce w Kręgu Życia”. Następnie ponowił to zaproszenie jeszcze kilka razy: „Pamiętaj, kim jesteś. […] Pamiętaj, kim jesteś”.

Simba, wstrząśnięty tym doświadczeniem, postanowił zaakceptować swoje przeznaczenie. Zwierzył się swojemu przyjacielowi, małpiemu szamanowi, że „wygląda na to, że idą zmiany”.

Małpa odpowiedziała: „Zmiany są dobre”.

A Simba rzekł: „Ale nie są łatwe. Wiem, co muszę robić. Mój powrót oznacza, że będę musiał stawić czoła przeszłości. Uciekałem przed nią już tak długo”.

„Dokąd idziesz?” — zapytała go małpa.

„Wracam!” — wykrzyknął Simba8.

Każdy z nas może zająć lub powrócić na swoje miejsce w kręgu życia. Stańcie się tymi, którymi prawdziwie jesteście. Wasze szczęście i zdolność do odnajdywania równowagi w życiu przyjdzie, kiedy znajdziecie, rozpoznacie i zaakceptujecie swoją prawdziwą tożsamość, jako dzieci Ojca Niebieskiego i kiedy będziecie żyć zgodnie z tą wiedzą.

3. Ufajcie obietnicom Boga

Teraz pragnę podzielić się trzecią zasadą szczęścia: Ufajcie obietnicom Boga.

Uwielbiam te motywujące słowa Prezydenta Thomasa S. Monsona: „Przyszłość jest tak jasna, jak wasza wiara”9. Nasz sukces i szczęście w tym życiu zależą w większej mierze od wiary i zaufania, jakie pokładamy w Panu. Wiary, że pokieruje i poprowadzi nas ku naszemu przeznaczeniu.

Zauważyłem, że zarówno mężczyźni, jak i kobiety, którzy dokonali w swoim życiu wielkich wyczynów, pokładali zaufanie w swoją przyszłość od najmłodszych lat. Jednym z przykładów na to jest Winston Churchill, sławny brytyjski mąż stanu. Jako młody chłopiec odznaczał się niezachwianą pewnością tego, co go czeka w przyszłości. Kiedy w wieku zaledwie 23 lat służył w pułku kawalerii w Indiach, napisał do swojej matki: „Pokładam wiarę w swoją gwiazdę, wiem, że osiągnę coś w tym świecie”10. Jakaż to prorocza myśl! W rezultacie przewidział, że odegra kluczową rolę w historii swojego kraju. Stał się mężczyzną, który poprowadził Wielką Brytanię do zwycięstwa w drugiej wojnie światowej.

Wierzę, że każdy z was, młodzi członkowie Kościoła Chrystusa, ma więcej niż tylko gwiazdę na niebie, która was prowadzi. Pan ma nad wami pieczę i złożył wam pewne obietnice.

Werset z Malachiasza stanowi sedno Przywrócenia ewangelii i był cytowany przez anioła Moroniego podczas wszystkich wizyt u Józefa Smitha. Anioł powiedział, cytując słowa proroka Eliasza: „I zasadzi on w sercach dzieci obietnice uczynione ojcom, i serca dzieci zwrócą się ku ojcom” (Józef Smith — Historia 1:39).

Moi młodzi bracia i siostry, dzięki Przywróceniu ewangelii, jesteście dziećmi obietnicy. Waszym dziedzictwem są obietnice złożone waszym ojcom. One czynią was królewskim pokoleniem.

Wielu z was, do których dzisiaj przemawiam, ma wśród swoich przodków szlachetnych pionierów — wspaniałe dusze, które pomogły w ustanowieniu Kościoła dzięki swojej odwadze i poświęceniu. Poprzedzają was pokolenia dzielnych świętych. Inni, którzy słuchają mnie dzisiaj, są pionierami w swoich własnych rodzinach i w swoich krajach. Jesteście pierwszym ogniwem tego wiecznego łańcucha. Jakakolwiek jest wasza przeszłość czy dziedzictwo, jako członkowie Kościoła wszyscy jesteście częścią duchowej rodziny. Wasza duchowa genealogia powoduje, że każdy z was jest potomkiem ojców, jak to zostało przepowiedziane przez proroków, i dziedzicem obietnic, które dał im Bóg.

Czytajcie kilkakrotnie swoje błogosławieństwa patriarchalne. To w nim Pan potwierdza, że przynależycie do jednego z dwunastu plemion Izraela i dzięki temu oraz poprzez waszą wierność, staniecie się dziedzicami ogromnych błogosławieństw danych Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi. Bóg obiecał Abrahamowi, że „ci, co przyjmą Ewangelię, nazwani zostaną [Jego] imieniem, i zaliczeni do [Jego] potomstwa, i powstaną, i będą [Go] błogosławić jako swojego ojca” (Abraham 2:10). Czytając swoje błogosławieństwo patriarchalne, zwróćcie szczególną uwagę na indywidualne obietnice, które Pan przeznaczył dla każdego z was. Rozmyślajcie nad każdym z nich z osobna. Jakie mają dla was znaczenie?

Te obietnice są realne. Jeżeli wykonamy swoją część, Bóg wypełni swoją. Bardzo lubię słowa, które Alma wypowiedział do swojego syna Helemana, przekazując mu święte zapisy:

„Zapamiętaj, zapamiętaj, Helamanie, mój synu. […]

Jeśli będziesz postępował zgodnie z przykazaniami Boga i uczynisz z tymi świętymi przedmiotami, jak ci Pan nakaże, żadna moc ziemska czy piekielna nie będzie ci w stanie ich odebrać, albowiem Bóg ma moc wypełnienia wszystkich swych słów.

I wypełni wszystko, co ci przyrzeka, albowiem wypełnił obietnice, które dał naszym ojcom” (Alma 37:13, 16–17).

Wypełnienie boskich obietnic jest powiązane z posłuszeństwem prawom, od których one zależą. Pan powiedział: „Ja, Pan, zobowiązany jestem kiedy czynicie co mówię; ale gdy nie czynicie co mówię, nie macie obietnicy” (NiP 82:10).

Z drugiej strony, te obietnice nie gwarantują, że wszystko, co zdarzy się w naszym życiu, będzie zgodne z naszymi oczekiwaniami i pragnieniami. Wręcz przeciwnie, boskie obietnice zapewniają, że cokolwiek się zdarzy, nastąpi to zgodnie z Jego wolą. Czasem napotkamy nieoczekiwane próby, przez które będziemy musieli przejść, kiedy indziej obiecane błogosławieństwa nie przyjdą od razu. Ale pewnego dnia zrozumiemy, że zarówno te próby, jak i okres oczekiwania na błogosławieństwa były dla naszego dobra i wiecznego postępu. Czy możemy prosić o więcej?

Najwspanialszą rzeczą, jakiej możemy pragnąć, jest podporządkowanie się woli Pana, zaakceptowanie Jego planu w naszym życiu. On zna wszystko od początku, ma perspektywę, której nam brakuje i kocha nas bezgraniczną miłością.

Pozwólcie, że zilustruję tę zasadę w oparciu o osobiste doświadczenie. Kiedy byłem młody, postanowiłem przygotować się do egzaminu wstępnego do najlepszych szkół biznesu we Francji. Zajęło mi to rok i było dla mnie wyzwaniem, wymagającym spędzania na nauce kilku godzin dziennie. Na początku roku zdecydowałem, że bez względu na trudność stojącego przede mną zadania, nie pozwolę, aby nauka uniemożliwiła mi uczęszczanie na spotkania niedzielne lub zajęcia instytutu raz w tygodniu. Zgodziłem się nawet służyć jako pisarz w moim okręgu młodych dorosłych, co wiązało się z dodatkowymi godzinami pracy w tygodniu. Byłem pewny, że Pan rozpozna moją wierność i pomoże mi osiągnąć moje cele.

Na koniec roku, kiedy nadeszły egzaminy, czułem, że zrobiłem wszystko, co w mojej mocy. Moje modlitwy i post stały się jeszcze bardziej żarliwe. Kiedy przyjechałem na egzamin do jednej z najbardziej renomowanych szkół, byłem pewien, że Pan spełni moje pragnienia. Niestety, wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niż sobie wymarzyłem. Egzamin ustny z mojego najmocniejszego przedmiotu okazał się całkowitą klapą — otrzymałem ocenę, która pozbawiała mnie możliwości dostania się na tę renomowaną uczelnię. Byłem załamany. Jak Pan mógł mnie opuścić, kiedy wytrwale żyłem w wierności.

Kiedy pojawiłem się na egzaminie ustnym w drugiej szkole z mojej listy, byłem pełen wątpliwości. Egzamin, który uznawano za najtrudniejszy, był 45-minutową rozmową kwalifikacyjną przed komisją, której przewodniczył rektor szkoły. Początek rozmowy wyglądał zwyczajnie, nim nie zadano mi pozornie nieznaczącego pytania: „Wiemy, że dużo studiowałeś, żeby przygotować się do tego egzaminu, ale jesteśmy ciekawi, co robisz poza nauką”. Moje serce zadrżało! Przez rok robiłem tylko dwie rzeczy: uczyłem się i chodziłem do kościoła! To była chwila prawdy. Bałem się jednak, że komisja negatywnie przyjmie moje członkowstwo w Kościele, ale w sekundzie zdecydowałem, że będę wierny swoim zasadom.

Powiedziałem: „Jestem członkiem Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich”. Następnie przez blisko 15 minut opisywałem moje zajęcia w Kościele: spotkania niedzielne, zajęcia instytutu, i moje obowiązki jako sekretarza okręgu.

Kiedy skończyłem, rektor szkoły rzekł następujące słowa: „Wiesz, jestem szczęśliwy, że to powiedziałeś. Kiedy byłem młody, studiowałem w Stanach Zjednoczonych. Jeden z moich najlepszych przyjaciół był mormonem. Był niesamowitym młodym mężczyzną — kimś, kto reprezentował sobą wiele wspaniałych cech. Uważam mormonów za bardzo dobrych ludzi”.

Co za ulga! Tego dnia otrzymałem jedną z najlepszych ocen, dzięki czemu dostałem się do tej szkoły z wyróżnieniem.

Dziękowałem Panu za Jego dobroć. Mimo to, nie mogłem sobie wówczas wybaczyć niepowodzenia, jakim była odmowa przyjęcia do najbardziej renomowanej szkoły. Przez dłuższy czas nosiłem w sercu uczucie porażki, a nawet niesprawiedliwości. Dopiero po kilku latach zrozumiałem, że cudowne błogosławieństwa obecne w moim życiu, były rezultatem niedostania się do szkoły moich marzeń. W tej drugiej szkole poznałem bardzo ważne osoby. Korzyści płynące ze znajomości z nimi były widoczne w mojej karierze i po dziś dzień te osoby odgrywają wielką rolę w życiu moim i mojej rodziny. Wiem, że mimo mojego młodego wieku, Pan kierował moimi krokami, mając w zamyśle misję, jaką powierzy mi lata później.

Moi bracia i siostry, po tym, jak zrobicie wszystko, co w waszej mocy, jeżeli nie wszystko ułoży się w taki sposób, w jaki mieliście nadzieję lub oczekiwaliście, bądźcie gotowi na przyjęcie woli Niebieskiego Ojca. Wiemy, że nie podda On nas niczemu, co nie byłoby dla naszego dobra. Wsłuchajcie się w ten uspokajający głos, który trafia do naszych uszu: „Wszystko, co żyje, jest w moim ręku; bądźcie spokojni i wiedzcie, żem jest Bóg” (NiP 101:16).

Niedawno obejrzałem bardzo wzruszający film, w którym została ukazana historia kompanii Williego i Martina — pionierów ciągnących wózki ręczne. W maju 1856 r. dwie następujące po sobie grupy składające się z ponad tysiąca świętych opuściły Anglię, by udać się do Utah. Kiedy sześć miesięcy później zakończyły swą niebezpieczną podróż i dotarły do Doliny Jeziora Słonego, brakowało ponad 200 osób. Większość zmarła z powodu chorób, głodu czy wyczerpania, idąc w kierunku miejsca, które nazywali „Syjonem”.

Jeden z przedstawionych w filmie pionierów wywarł na mnie wielkie wrażenie. Zarażał swoją kompanię dobrym humorem i zapałem. Nie był jednak zwyczajnym pionierem. Mały, upośledzony człowieczek, był cudem samym w sobie! Dowiedziałem się, że ten śmiały pionier to Robert Pierce z Cheltenham w Anglii.

Jeden z jego towarzyszy podróży opisał go słowami: „kaleka, jakich mało i w dodatku podróżnik. Jego dolne kończyny były sparaliżowane, a całe ciało zdeformowane, mimo to odznaczał się silną wiarą. Chodzenie o kulach szło mu bardzo dobrze, potrafił kuśtykać z niewiarygodną szybkością”11.

Jednego dnia Robert Pierce wybrał niewłaściwą drogę i stracił z oczu swoją grupę. Kilku mężczyzn wybrało się na poszukiwania i w końcu odnaleźli go w dość niekomfortowej sytuacji. Cytując ich słowa:

„Z przerażeniem zobaczyliśmy dwa duże szare wilki czające się obok drzewa i kilka orłów zataczających nad nim koła w oczekiwaniu, aż Robert przestanie krzyczeć i wymachiwać swoimi kulami i będą mogły go pożreć, wyciągnąwszy najpierw przykurczonego człowieka spod korzeni drzewa. […]

Dotarliśmy na czas i zdołaliśmy go uratować przed niechybną śmiercią. Umieściliśmy go na wózku w takiej pozycji, która umożliwiała powrót do obozu”.

Pragnę dodać kilka słów o zrównoważonym charakterze Roberta: „Ten biedak usilnie nas prosił, abyśmy pozwolili mu iść, gdyż obiecał sobie, przed rozpoczęciem wędrówki, że przejdzie na piechotę każdy metr aż dojdzie do Salt Lake City”.

Teraz smutna część historii: „Podróżował z nami jedynie przez kilka kolejnych dni, kiedy pod koniec szóstego dnia marszu, zakończyły się jego ziemskie problemy i został pochowany na brzegu rzeki Elkhorn”12.

Siostra Jolene Allphin, która połączyła w całość historię Roberta Pierce’a, powiedziała o nim: „To jest godne uwagi, że Robert Pierce, nim poddał się trudnościom drogi, przeszedł o kulach ponad 950 km. Pragnieniem jego serca było zgromadzenie się ze świętymi w Syjonie, a nie bycie ciężarem dla swoim współtowarzyszy. […] Robert nie chciał pomocy ani specjalnego traktowania”13.

Bracia i siostry, zadałem sobie następujące pytanie: Dlaczego Bóg, który w cudowny sposób ocalił tego człowieka silnej wiary od wilków i orłów, pozwolił mu umrzeć nad brzegiem rzeki zaledwie kilka dni później?

Jego śmierć przyszła w spokoju. W filmie, Robert mówi na sam koniec:

„Misjonarze powiedzieli mi, że jestem ważny i pewnego dnia będę znakomity! […]

Zawsze chciałem mieć silne ciało. Teraz je otrzymam. Kiedy dotrzecie do Syjonu, pomyślcie o mnie”14.

Kiedy myślę o Robercie Pierce, przypominają mi się słowa z listu Pawła do Hebrajczyków:

„Wszyscy oni poumierali w wierze, nie otrzymawszy tego, co głosiły obietnice, lecz ujrzeli i powitali je z dala; wyznali też, że są gośćmi i pielgrzymami na ziemi.

[…] Bo ci, którzy tak mówią, okazują, że ojczyzny szukają.

Lecz oni zdążają do lepszej, to jest do niebieskiej” (List do Hebrajczyków 11:13–14, 16).

Na koniec swojego życia, Robert Pierce zrozumiał, że ostatecznym celem podróży było królestwo niebieskie, a nie Dolina Jeziora Słonego.

To samo odnosi się do nas wszystkich. Obietnice Pana zapewniają nas o końcowym miejscu przeznaczenia. Ze względu na niczym nieograniczoną wiedzę Boga, plan podróży różni się dla każdego z nas z osobna. Okoliczności naszego życia mogą ulec zmianie, mogą mieć miejsce nieoczekiwane zdarzenia, mogą pojawić się próby, ale Jego obietnice zostaną wypełnione ze względu na naszą wierność.

Siostra Anne C. Pingree w cudowny sposób wyjaśniła, co to znaczy mieć wiarę w obietnice Pana. Zaczęła od zacytowania Starszego Bruce’a R. McConkie:

„’Wiara w swej pełnej i czystej formie wymaga niezachwianej pewności i […] absolutnego zaufania, że [Bóg] słyszy nasze błagania i nagradza nasze prośby’ w Swym własnym czasie. Wierząc w to, my również możemy dziś i jutro ‘trwać w wierze’”.

Następnie kontynuowała:

„Nie ma znaczenia, gdzie mieszkamy ani w jakich warunkach żyjemy. Każdego dnia swoim prawym życiem możemy okazywać naszą wiarę w Jezusa Chrystusa, która sięga ponad doczesne cierpienia, rozczarowania i niespełnione obietnice. Chwalebną rzeczą jest posiadać wiarę, która umożliwia nam wyglądanie z radością dnia, ‘gdy Święci dostaną, co przyrzekł im Bóg’”15.

Moi bracia i siostry, okoliczności mojego życia oczywiście różnią się znacznie od tego, co planowałem, kiedy byłem w waszym wieku. Jednakże wierzę, że nie mógłbym być bardziej szczęśliwy niż jestem teraz. Gdyby, kiedy miałem 20 lat, ktoś dałby mi scenariusz mojego życia aż po dzień dzisiejszy, myślę że bez zawahania podpisałbym się na wykropkowanej linii!

Wasza przyszłość jest tak jasna, jak wasza wiara

Pragnę powiedzieć kilka słów w imieniu moim i mojej żony — Valérie. Im bardziej rozważam kierunek naszego życia, tym mocniej wierzę, że to co zaważyło na naszej podróży, to wspólna wizja życia wiecznego. Chcieliśmy założyć wieczną rodzinę. Wiedzieliśmy, dlaczego znaleźliśmy się na ziemi i jakie są nasze wieczne cele. Byliśmy świadomi tego, że Bóg nas kocha i jak wielką wartość mamy w Jego oczach. Byliśmy pewni, że odpowie na nasze modlitwy na Swój własny sposób i we właściwym dla Siebie czasie. Nie wiem, czy byliśmy gotowi, aby zaakceptować Jego wolę we wszystkim, ale to coś, czego się nadal uczymy. Staraliśmy się z całych sił, aby iść za Jego przykładem i poświęcić nasze życie dla Niego.

Świadczę, wraz z Prezydentem Monsonem, że wasza „przyszłość jest tak jasna, jak wasza wiara”. Wasze szczęście w głównej mierze zależy od zasad, za którymi podążacie. W mniejszym stopniu związane jest z waszą życiową sytuacją. Bądźcie wierni tym zasadom. Bóg zna i kocha was. Jeżeli będziecie żyć w zgodzie z Jego wiecznym planem i pokładać wiarę w Jego obietnice, wtedy wasza przyszłość będzie lśnić!

Czy macie marzenia i cele? Wspaniale! Pracujcie z całych sił, aby je osiągnąć. Następnie pozwólcie Panu, aby zrobił resztę. On poprowadzi was tam, gdzie nie możecie zaprowadzić się sami. On uczyni z was ludzi, którymi nie możecie się stać na własną rękę.

Zawsze przyjmujcie Jego wolę. Bądźcie gotowi, aby iść, gdzie was prowadzi i robić to, o co was prosi. Stańcie się tymi mężczyznami lub kobietami, których oczekuje Pan.

Modlę się, abyście czuli miłość naszego Niebieskiego Ojca w swoim życiu, abyście wiedzieli, jak sobie zaufać, w ten sam sposób, w jaki ufa wam On. Modlę się, abyście zawsze byli wierni, w każdym miejscu i o każdej porze. Wyrażam moją miłość i podziw oraz głęboki szacunek za wasz przykład i siłę, jaką jesteście dla całego świata.

Świadczę, że to życie jest cudownym momentem w wieczności. Mamy chwalebny cel — aby przygotować się na spotkanie z Bogiem. Jego Syn Jezus Chrystus żyje, a Jego Zadośćuczynienie to bezgraniczny dar miłości, który otwiera wrota do wiecznego szczęścia. Kościół Jezusa Chrystusa znajduje się na świecie w swojej idealnej formie, z prorokiem Boga na czele. Bycie członkiem Kościoła daje ogromną radość i jest wielkim przywilejem. W imię Jezusa Chrystusa, amen.

Przypisy

  1. Zob. Thomas S. Monson, „Witajcie na konferencji”, Ensign lub Liahona, listopad 2012, str. 4–5.

  2. Dieter F. Uchtdorf, „O żalu i postanowieniach”, Ensign lub Liahona, listopad 2012, str. 23.

  3. Dieter F. Uchtdorf, „Nie zapomnij o mnie”, Ensign lub Liahona, listopad 2011, str. 122–23.

  4. Zob. Pindar (ok. 522–443 p.n.e.), Pyth. 2.72.

  5. L‘âge de raison lub With Love … from the Age of Reason, film w reżyserii Yanna Samuella (Francja, 2010; USA, 2011).

  6. „Souviens-toi”, Cantiques (1993), nr 179.

  7. Discourses of Brigham Young, wyb. John A. Widtsoe (1954), str. 269.

  8. Król Lew, w reżyserii Roba Minkoffa i Rogera Allersa (1994; Walt Disney Studios Home Entertainment, 2011), DVD.

  9. Thomas S. Monson, „Bądźcie dobrej myśli”, Ensign lub Liahona, maj 2009, str. 92.

  10. Winston Churchill, cyt. w: John Charmley, Churchill: The End of Glory, A Political Biography (1993), str. 20.

  11. John William Southwell, cyt. w: Jolene S. Allphin, Tell My Story, Too, wyd. 8. (2012), str. 287.

  12. Southwell, w: Tell My Story, Too, str. 287.

  13. Allphin, Tell My Story, Too, str. 288.

  14. 17 Miracles, w reżyserii T. C. Christensena (2011; EXCEL Entertainment and Remember Films, 2011), DVD.

  15. Anne C. Pingree, „Ujrzawszy obietnice z dala”, Ensign lub Liahona, listopad 2003, str. 14–15.

© 2012 Intellectual Reserve, Inc. Wszelkie prawa zastrzeżone. Zatwierdzenie wersji angielskiej: 5/12. Zatwierdzenie do tłumaczenia: 5/12. Tłumaczenie z: We Are the Architects of Our Own Happiness. Polish. PD50039056 166

Drukuj