2010–2019
Prawdziwi pasterze
Październik 2013


17:36

Prawdziwi pasterze

Nauczanie domowe jest odpowiedzią na wiele modlitw i pozwala nam oglądać wielkie przemiany, jakie zachodzą w życiu ludzi.

Dzisiejszego wieczoru w Centrum Konferencyjnym w Salt Lake City oraz innych bliższych i dalszych miejscach zgromadzili się ci, którzy dzierżą kapłaństwo Boga. Zaprawdę, jak powiedział Apostoł Piotr, jesteście „kapłaństwem królewskim” i „rodem wybranym”1. Jestem zaszczycony, mogąc do was przemawiać.

Kiedy dorastałem, każdego lata całą rodziną jeździliśmy do Kanionu Provo — jakieś 70 kilometrów na południe i nieco na wschód od Salt Lake City — gdzie przez kilka tygodni mieszkaliśmy w rodzinnym domku letniskowym. My, chłopcy, nigdy nie mogliśmy się doczekać, żeby pójść nad strumień łowić ryby czy iść popływać w sadzawce, więc staraliśmy się nakłonić tatę, żeby jechał szybciej. W tamtych czasach ojciec jeździł Oldsmobilem z 1928 roku. Kiedy przekraczał prędkość 50 kilometrów na godzinę, mama wołała: „Zwolnij! Zwolnij!”. A ja krzyczałem: „Gaz do dechy, Tato! Do dechy!”.

Ojciec utrzymywał prędkość 50 kilometrów na godzinę przez całą drogę do Kanionu Provo, chyba że za którymś z zakrętów naszą podróż zatrzymywało stado owiec. Patrzyliśmy, jak mijają nas setki owiec, zdawałoby się bez pasterza, jedynie w towarzystwie kilku ujadających na nie w drodze psów. Daleko w tyle widzieliśmy owczarza na koniu. Koń nie miał założonej uzdy, tylko kantar. Owczarz od czasu do czasu zapadał w siodle w drzemkę, ponieważ koń wiedział, dokąd ma iść, a szczekające psy wykonywały swoją pracę.

Jakże odmienną scenę zobaczyłem wiele lat temu w Monachium w Niemczech. Było to w niedzielny poranek, gdy byliśmy w drodze na konferencję misjonarzy. Kiedy wyjrzałem przez okno samochodu prezydenta misji, zobaczyłem pasterza z kijem w dłoni, który prowadził swoje owce. A one szły za nim wszędzie, gdzie szedł. Jeśli skręcał w lewo, owce szły w lewo. Kiedy skręcał w prawo, szły w tamtym kierunku. Porównałem wtedy prawdziwego pasterza, który prowadził swoje owce i owczarza, który leniwie jechał za stadem.

Jezus powiedział: „Ja jestem dobry pasterz i znam swoje owce”2. Dał nam tym samym doskonały wzór tego, jaki powinien być prawdziwy pasterz.

Bracia, jako posiadacze kapłaństwa Boga mamy obowiązek bycia pasterzami. W Swej mądrości Pan dał nam wskazówki, dzięki którym możemy być pasterzami rodzin Kościoła, możemy im służyć, nauczać je i składać im świadectwo. O to właśnie chodzi w nauczaniu domowym, o którym chciałbym dzisiaj przemawiać.

W każdym okręgu Kościoła biskup nadzoruje wyznaczanie posiadaczy kapłaństwa, aby jako nauczyciele domowi odwiedzali co miesiąc domy członków. Działają oni w parach. Tam, gdzie istnieje taka możliwość, młody mężczyzna, wyznaczony na urząd kapłana lub nauczyciela w Kapłaństwie Aarona, towarzyszy dorosłemu, który posiada Kapłaństwo Melchizedeka. Podczas odwiedzin w domach osób, które powierzono ich opiece, posiadacz Kapłaństwa Aarona powinien aktywnie uczestniczyć w nauczaniu. Tego typu zadania pomogą tym młodym ludziom przygotować się do misji oraz do trwającej całe życie służby kapłańskiej.

Program nauczania domowego to odpowiedź na współczesne objawienie, które mówi, że mężczyźni ustanowieni do kapłaństwa mają „nauczać, objaśniać, napominać, chrzcić […] i odwiedzać rodzinę każdego członka, i napominać ich, aby się modlili na głos i po cichu, i wypełniali wszystkie obowiązki rodzinne […], dawać baczenie nad wiernymi, być z nimi i wzmacniać ich; i baczyć, aby nie było pomiędzy nimi niegodziwości, aby nie byli sobie wrodzy, nie kłamali, obmawiali i nie rzucali oszczerstw”3.

Prezydent David O. McKay radził: „Nauczanie domowe jest jedną z najpilniejszych i dających największą satysfakcję sposobności, by opiekować się, inspirować, radzić i kierować dziećmi naszego Ojca. […] To boska służba, boskie powołanie. Naszym obowiązkiem jako Nauczycieli Domowych jest sprowadzanie […] boskiego ducha do każdego domu i serca. Umiłowanie tej pracy i dokładanie wszelkich starań, by dobrze ją wykonać, przyniesie [szlachetnemu] i oddanemu [nauczycielowi] dzieci Bożych niezmierny spokój, radość i zadowolenie”4.

W Księdze Mormona czytamy, że Alma „wyświęcił […] wszystkich ich kapłanów i wszystkich ich nauczycieli, i tylko sprawiedliwi mężczyźni byli wyświęcani.

Czuwali oni nad swym ludem i wzmacniali go w prawości”5.

Wypełniając swoje obowiązki nauczycieli domowych, roztropne jest poznanie i zrozumienie wyzwań, z jakimi zmagają się członkowie każdej z rodzin, abyśmy mogli skuteczniej ich nauczać i służyć im pomocą.

Nauczanie domowe będzie prawdopodobnie bardziej udane, jeśli umówimy się na spotkanie z wyprzedzeniem. Aby zobrazować tę myśl, pozwólcie, że podzielę się z wami swoim doświadczeniem z przeszłości. W tamtym czasie w skład Komitetu wykonawczego ds. misjonarzy wchodzili Spencer W. Kimball, Gordon B. Hinckley i Thomas S. Monson. Pewnego wieczoru Brat i Siostra Hinckley urządzili w swoim domu obiad dla członków komitetu i ich żon. Ledwo skończyliśmy jeść przepyszne potrawy, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Prezydent Hinckley otworzył drzwi i zobaczył jednego ze swoich nauczycieli domowych. Nauczyciel powiedział: „Wiem, że się wcześniej nie umawiałem i nie ma mojego towarzysza, ale czułem, ze powinienem dzisiaj przyjść. Nie wiedziałem, że będziecie mieli gości”.

Prezydent Hinckley uprzejmie zaprosił nauczyciela domowego do domu i pozwolił, aby nauczał on trzech Apostołów i nasze żony na temat naszych obowiązków jako członków Kościoła. Starał się on przeprowadzić nauczanie, jak mógł najlepiej, ale był jednak nieco zdeprymowany. Prezydent Hinckley podziękował mu za wizytę, po czym nauczyciel w pośpiechu się pożegnał.

Podam jeszcze jeden przykład niewłaściwego podejścia do nauczania domowego. Prezydent Marion G. Romney, który był kiedyś doradcą w Radzie Prezydenta Kościoła, opowiadał o nauczycielu domowym, który przyszedł do domu Romneyów w pewien mroźny zimowy wieczór. Nie zdjął nawet kapelusza, a kiedy poproszono go, by usiadł i podzielił się przesłaniem, zaczął się nerwowo wykręcać. Cały czas stojąc, powiedział: „No cóż, powiem tak, Bracie Romney, na dworze jest zimno i zostawiłem w aucie włączony silnik, żeby nie zgasł. Wpadłem tylko, żeby móc powiedzieć biskupowi, że wykonałem wszystkie nauczania”6.

Prezydent Ezra Taft Benson opowiedział historię Brata Romneya na spotkaniu posiadaczy kapłaństwa, a następnie dodał: „Bracia, stać nas na więcej — na dużo więcej!”7. Całkowicie się z tym zgadzam.

Nauczanie domowe to coś więcej niż mechanicznie odhaczona wizyta raz na miesiąc. Mamy obowiązek nauczać, inspirować i motywować, a kiedy odwiedzamy osoby, które nie są aktywne, doprowadzać synów i córki Boga do aktywności, a na koniec do wyniesienia.

Aby pomóc nam w naszej pracy, podzielę się mądrą radą, która z całą pewnością odnosi się do nauczycieli domowych. Jej autorem jest Abraham Lincoln, który powiedział: „Jeśli chce się przekonać człowieka do swojej sprawy, najpierw trzeba go przekonać, że jest się jego prawdziwym przyjacielem”8. Prezydent Ezra Taft Benson nawoływał: „Nade wszystko bądźcie szczerze oddanymi przyjaciółmi dla osób i rodzin, które nauczacie. […] Przyjaciel robi więcej niż składa jedną obowiązkową wizytę w miesiącu. Przyjaciela bardziej interesuje pomaganie ludziom niż zdobywanie za to uznania. Przyjaciel okazuje troskę. Przyjaciel [obdarza miłością]. Przyjaciel słucha i sam wyciąga pomocną dłoń”9.

Nauczanie domowe jest odpowiedzią na wiele modlitw i pozwala nam oglądać wielkie przemiany, jakie zachodzą w życiu ludzi.

Doskonałym przykładem jest tu Dick Hammer, który przybył do Utah z cywilnym korpusem robotników w okresie Wielkiego Kryzysu. Poznał i poślubił młodą kobietę Świętą w Dniach Ostatnich. Otworzył kawiarnię Dick’s Café w St. George w Utah, która stała się popularnym miejscem spotkań.

Nauczycielem domowym rodziny Hammerów był mój przyjaciel Willard Milne. Ja również znałem Dicka Hammera, bo drukowaliśmy karty dań do jego kawiarni, więc kiedy przyjeżdżałem do St. George, pytałem mojego przyjaciela Brata Milne’a: „Jak tam idzie u naszego przyjaciela Dicka Hammera?”.

Odpowiedź zwykle brzmiała: „Idzie, idzie, ale powoli”.

Co miesiąc, kiedy Willard Milne i jego towarzysz odwiedzali dom Hammerów, zawsze dzielili się z Dickiem i jego rodziną przesłaniem ewangelii i swoimi świadectwami.

Lata mijały i któregoś dnia Willard zadzwonił do mnie z dobrą nowiną. „Bracie Monson — zaczął — Dick Hammer się nawrócił i zostanie ochrzczony. Ma 90 lat i przyjaźniliśmy się przez całe nasze dorosłe życie. Jego decyzja to dla mnie wielka radość. Od lat jestem jego nauczycielem domowym”. Głos Willarda łamał się ze wzruszenia, kiedy przekazywał mi tę wspaniałą wiadomość.

Brat Hammer w istocie został ochrzczony, a rok później w pięknej świątyni St. George otrzymał błogosławieństwa obdarowania i zapieczętowania.

Zapytałem Willarda: „Czy przez te lata, kiedy byłeś jego nauczycielem domowym, kiedykolwiek czułeś zniechęcenie?”.

Odpowiedział: „Nie. To było warte wszelkich starań. Kiedy patrzyłem na radość rodziny Hammerów, moje serce przepełniała wdzięczność za błogosławieństwa, jakie ewangelia wniosła w ich życie i za przywilej, że mogłem w tym pomagać. Jestem szczęśliwym człowiekiem”.

Bracia, przez kolejne lata naszym przywilejem będzie odwiedzanie i nauczanie wielu osób — tych nieaktywnych i tych w pełni zaangażowanych. Jeśli sumiennie będziemy się wywiązywać z naszego powołania, będziemy mieli wiele okazji, by błogosławić życie bliźnich. Nasze wizyty u osób, które oddaliły się od aktywności w Kościele mogą być kluczem, który z czasem otworzy im drogę powrotu.

Z tą myślą w sercu, wyciągajmy ręce do tych, których powierzono naszej pieczy i przyprowadźmy ich do stołu Pana, aby mogli napawać się Jego słowem i cieszyć się towarzystwem Jego Ducha, by nie byli już „obcymi i przychodniami, lecz współobywatelami świętych i domownikami Boga”10.

Jeśli któryś z was popadł w stagnację i dość nonszalancko podchodzi do swojego nauczania domowego, pozwólcie, że powiem, iż nie ma lepszej chwili niż obecna, żeby na nowo rozpalić w sobie ducha pełnego zaangażowania w wypełnianie naszych nauczycielskich powinności. Podejmijcie dziś zobowiązanie, że uczynicie wszystko, co w waszej mocy, aby dotrzeć do tych, których oddano pod waszą opiekę. Są sytuacje, kiedy potrzeba będzie też nieco więcej zachęty, żeby nakłonić waszego towarzysza, by znalazł czas i z wami poszedł, ale jeśli będziecie wytrwali, uda się wam.

Bracia, nasza praca w ramach nauczania domowego nigdy nie ustaje. To dzieło nie zostanie zakończone, dopóki nasz Pan i Mistrz nie powie: „Już wystarczy”. Są ludzie, w których życie można wnieść światło. Są serca, które można poruszyć. Są dusze, które można zbawić. Do nas należy święty przywilej, by rozjaśniać światłością, poruszać i zbawiać te cenne dusze, które powierzono pod naszą opiekę. Powinniśmy to czynić wiernie i z sercem przepełnionym radością.

Na zakończenie podam jeden wyjątkowy przykład, który pokazuje, jakimi nauczycielami domowymi powinniśmy być. Jest jeden Nauczyciel, którego życie usuwa w cień wszystkie inne. Nauczał o życiu i śmierci, o obowiązku i przeznaczeniu. Żył nie po to, by Mu służono, ale po to, by służyć; nie po to, by brać, ale po to, by dawać; nie po to, by ocalić Swe życie, lecz by poświęcić je za innych. Opisał miłość piękniejszą niż pożądanie, nędzę bogatszą niż skarby. Mówiono, że nauczał z upoważnieniem, inaczej niż czynili to uczeni w Piśmie11. Jego prawa nie były wyryte w kamieniu, lecz w ludzkich sercach.

Mówię o Największym Nauczycielu, samym Jezusie Chrystusie, Synu Boga, Zbawicielu i Odkupicielu ludzkości. Biblia mówi o Nim, że „chodził, czyniąc dobrze”12. On jest naszym niezawodnym przewodnikiem i wzorem, powinniśmy zatem uzyskać Jego boską pomoc w naszym nauczaniu domowym. Życie ludzi będzie przez to błogosławione. Serca otrzymają pocieszenie. Dusze zostaną zbawione. Staniemy się prawdziwymi pasterzami. Aby tak się stało, modlę się w imię tego wielkiego Pasterza, Jezusa Chrystusa, amen.