2011
Nadzieja
Maj 2011 r.


Nadzieja

Nadzieja, którą mamy dzięki Zadośćuczynieniu, uprawnia nas do posiadania wiecznej perspektywy.

Elder Steven E. Snow

Nasza rodzina mieszkała na obszarze pustynnym na południu stanu Utah. Deszcz był rzadkim zjawiskiem i mieliśmy nadzieję, że będzie go wystarczająco dużo, aby zapewnić wystarczającą wilgoć w czasie nadchodzących letnich upałów. Wtedy, tak jak teraz, mieliśmy nadzieję, że spadnie deszcz, modliliśmy się o niego, a w czasie suszy, pościliśmy, aby spadł.

Jak głosi miejscowa wieść, pewien dziadek zabrał swego pięcioletniego wnuka na spacer dookoła miasteczka. Na koniec zatrzymali się w małym sklepie spożywczym przy głównej ulicy, żeby napić się czegoś zimnego. Podjechał samochód z innego stanu i kierowca podszedł do staruszka. Wskazując na małą chmurę na niebie, przyjezdny zapytał: „Czy myśli pan, że będzie padać?”

„Oczywiście, mam taką nadzieję — odparł starszy mężczyzna — jeśli nie ze względu na mnie, to na chłopca. Ja już widziałem deszcz”.

Nadzieja jest uczuciem, które wzbogaca nasze codzienne życie. Określa się ją jako „uczucie, że wszystko ułoży się jak najlepiej”. Kiedy żywimy na coś nadzieję, „spoglądamy w przyszłość z pragnieniem i uzasadnionym zaufaniem” (dictionary.reference.com/browse/hope). Tak więc, nadzieja niesie pewny i kojący wpływ na nasze życie, kiedy z ufnością patrzymy na przyszłe wydarzenia.

Czasami mamy nadzieję, że wydarzą się rzeczy, nad którymi mamy niewielką lub żadną kontrolę. Mamy nadzieję na piękną pogodę. Mamy nadzieję, że wreszcie przyjdzie wiosna. Mamy nadzieję, że nasz ulubiony zespół sportowy zwycięży w Mistrzostwach Świata, Super Bowl czy Pucharze Świata.

Tego typu nadzieje czynią nasze życie interesującym i często mogą prowadzić do niecodziennych czy nawet przesądnych zachowań. Na przykład: mój teść jest wielkim fanem sportu, ale jest przekonany, że jeśli nie ogląda w telewizji meczu swojej ulubionej drużyny koszykówki, to zespół częściej wygrywa. Kiedy miałem dwanaście lat, z nadzieją na zwycięstwo uparcie zakładałem tę samą parę niewypranych skarpet na rozgrywki Małej Ligi baseballowej. Moja matka kazała mi je trzymać na ganku na tyłach domu.

Niekiedy nasze nadzieje mogą wieść nas do marzeń, które mogą nas zainspirować do działania. Jeśli mamy nadzieję, aby być lepszymi w szkole, można ją zrealizować dzięki pilnej nauce i poświęceniu. Jeśli mamy nadzieję na grę w zwycięskiej drużynie, ta nadzieja może nas wieść do konsekwentnego treningu, oddania, pracy zespołowej i ostatecznie do sukcesu.

Roger Bannister był studentem medycyny w Anglii i miał ambitne pragnienie. Jego pragnieniem było przebiegnięcie mili (1,6 km) w czasie krótszym niż cztery minuty. Przez większą część pierwszej połowy dwudziestego wieku, sympatycy biegania z niecierpliwością czekali na dzień, kiedy bariera czterech minut zostanie złamana. Przez te lata wielu wybitnych biegaczy zbliżyło się do niej, ale czas ciągle był dłuższy niż cztery minuty. Bannister poświęcił się ambitnemu programowi treningów z nadzieją osiągnięcia swego celu, aby ustanowić nowy rekord świata. Niektórzy ludzie ze świata sportu zaczęli wątpić, czy czterominutowa bariera w ogóle może zostać złamana. Rzekomi eksperci stawiali hipotezę, że ludzkie ciało fizjologicznie nie jest w stanie wytrzymać biegu w tym tempie na tak długim dystansie. Pewnego pochmurnego dnia 6 maja 1954 roku, wielkie pragnienie Rogera Bannistera zostało zrealizowane! Przekroczył linię mety w czasie 3:594, ustanawiając tym nowy rekord świata. Jego nadzieja, aby złamać barierę czterech minut w biegu na milę, stała się marzeniem, które spełniło się dzięki treningowi, ciężkiej pracy i poświęceniu.

Nadzieja może zainspirować marzenia i pchać nas do ich spełnienia. Jednakże sama nadzieja nie sprawi, że odniesiemy sukces. Wiele zacnych pragnień nie wypełniło się, osiadły na mieliźnie dobrych intencji i lenistwa.

Jako rodzice największe nadzieje wiążemy ze swoimi dziećmi. Mamy nadzieję, że dorosną i będą wiodły odpowiedzialne i prawe życie. Taką nadzieję łatwo zniweczyć, jeśli my, jako rodzice, nie będziemy dobrymi przykładami. Sama nadzieja nie sprawi, że nasze dzieci będą dorastały w prawości. Musimy spędzać czas razem z nimi na domowym wieczorze rodzinnym i wzbogacających zajęciach rodzinnych. Musimy je nauczyć, aby się modliły. Musimy czytać z nimi pisma święte i nauczać je ważnych zasad ewangelii. Dopiero wtedy możliwe jest spełnienie naszych najmilszych pragnień.

Nie powinniśmy nigdy pozwolić, aby nadzieję zastąpiła rozpacz. Apostoł Paweł napisał, że „[powinniśmy] orać w nadziei” (I List do Koryntian 9:10). Pokładanie w czymś nadziei wzbogaca nasze życie i pomaga nam śmiało patrzeć w przyszłość. Niezależnie, czy orzemy pole na uprawy, czy orzemy w naszym życiu, koniecznym jest, dla nas jako Świętych w Dniach Ostatnich, abyśmy mieli nadzieję.

W ewangelii Jezusa Chrystusa nadzieja jest pragnieniem Jego wyznawców, aby osiągnąć zbawienie wieczne dzięki Zadośćuczynieniu Zbawiciela.

To jest ten rodzaj nadziei, którą wszyscy musimy mieć. To jest to, co odróżnia nas od reszty świata. Piotr wzywał pierwszych naśladowców Chrystusa, aby byli „zawsze gotowi do obrony przed każdym, domagającym się od was wytłumaczenia się z nadziei waszej” (I List Piotra 3:15).

Nadzieja, którą mamy dzięki Zadośćuczynieniu, uprawnia nas do posiadania wiecznej perspektywy. Taka perspektywa pozwala nam patrzeć poza „tu i teraz”, na obietnice wieczności. Nie musimy dać się złapać w pułapkę wąskich granic zmiennych oczekiwań społecznych. Możemy wyczekiwać chwały celestialnej, zapieczętowania do naszej rodziny i do tych, których kochamy.

W ewangelii nadzieja jest prawie zawsze związana z wiarą i miłością. Prezydent Dieter F. Uchtdorf nauczał: „Nadzieja jest jedną z nóg trójnożnego siedziska, razem z wiarą i miłością. Te trzy elementy stabilizują nasze życie, bez względu na to, jak kanciaste i nierówne krawędzie możemy w nim napotkać” („Nieskończona moc nadziei” Liahona, list. 2008, str. 21).

W ostatnim rozdziale Księgi Mormona Moroni pisze:

„Potrzebujecie więc mieć wiarę i jeśli będziecie mieli wiarę, będziecie mieli nadzieję, i jeśli będziecie mieli nadzieję, będziecie także mieli miłość bliźniego.

A jeśli nie macie miłości bliźniego, w żaden sposób nie możecie być zbawieni w królestwie Boga, ani też nie możecie być zbawieni, jeśli nie macie wiary czy nadziei” (Moroni 10: 20–21).

Starszy Russell M. Nelson nauczał, że „wiara jest zakorzeniona w Jezusie Chrystusie. Nadzieja koncentruje się na Zadośćuczynieniu. Miłość bliźniego objawia się w ‘czystej miłości Chrystusowej’. Te trzy atrybuty przeplecione są jak żyły w kablu i nie zawsze można je precyzyjnie rozróżnić. Razem stają się naszą liną do królestwa celestialnego” (Russell M. Nelson, „A More Excellent Hope”, Ensign, luty 1997, str. 61).

Kiedy Nefi, na końcu swoich zapisów, prorokował o Jezusie Chrystusie, napisał on: „Potrzebujecie więc dążyć naprzód mając nieugiętą wiarę w Chrystusa, pełną światła nadzieję i miłość do Boga oraz do wszystkich ludzi” (2 Nefi 31:20).

Ta „pełna światła nadzieja”, o której mówi Nefi, jest nadzieją na Zadośćuczynienie, zbawienie wieczne, które jest możliwe dzięki ofierze naszego Zbawiciela. Ta nadzieja wiodła mężczyzn i kobiety na przestrzeni wieków do nadzwyczajnych czynów. Starożytni apostołowie podróżowali po ziemi, świadczyli o Nim i ostatecznie oddali swoje życie w Jego służbie.

W tej dyspensacji wielu pierwszych członków Kościoła pozostawiło swoje domy i z sercami pełnymi nadziei i wiary odbyło swą drogę na zachód przez Wielką Równinę do Doliny Jeziora Słonego.

W 1851 roku Mary Murray Murdoch jako wdowa mająca sześćdziesiąt siedem lat, przyłączyła się do Kościoła w Szkocji. Drobna kobieta, mierząca około metr pięćdziesiąt i ważąca ledwie czterdzieści pięć kilogramów, urodziła ośmioro dzieci, z czego sześcioro dożyło wieku dorosłego. Z powodu wzrostu, jej dzieci i wnuki czule nazywali ją „Maleńką Babcią”.

Jej syn, John Murdoch, razem z żoną i dwójką dzieci, też przyłączył się do Kościoła i wyemigrował do stanu Utah w 1852 roku. Cztery lata później John wysłał swej matce potrzebne fundusze, aby mogła dołączyć do rodziny w Salt Lake City. Z nadzieją o wiele większą niż jej niewielki wzrost, w wieku siedemdziesięciu czterech lat, Mary rozpoczęła żmudną podróż na zachód do Stanu Utah.

Po bezpiecznym przebyciu Atlantyku, w końcu dołączyła do nieszczęsnej grupy wózków ręcznych Martina. 28 lipca pionierzy z wózkami ręcznymi rozpoczęli swą podróż na zachód. Dobrze znamy cierpienia tej grupy. Z 576 członków grupy, prawie jedna czwarta zmarła, zanim dotarli do stanu Utah. Zginęłoby ich o wiele więcej, gdyby nie pomogła im grupa ratunkowa zorganizowana przez Prezydenta Brighama Younga, który wysłał wozy i zaopatrzenie, aby odnaleźć zagubionych, zasypanych w śniegu Świętych.

Mary Murdoch zmarła 2 października 1856 roku niedaleko Chimney Rock w Nebrasce. Zmarła na skutek wyczerpania, wyziębienia i trudów podróży. Jej słabe ciało po prostu poddało się fizycznym trudom, które napotkali Święci. Kiedy leżała bliska śmierci, jej myśli były z jej rodziną w Utah. Ostatnie słowa tej wiernej pionierki brzmiały: „Powiedzcie Johnowi, że zmarłam z twarzą zwróconą w kierunku Syjonu”. (Zob. Kenneth W. Merrell, Scottish Shepherd: The Life and Times of John Murray Murdoch, Utah Pioneer [2006], str. 34, 39, 54, 77, 94–97, 103, 112–113, 115).

Mary Murray Murdoch jest przykładem nadziei i wiary, tak jak wielu pierwszych pionierów, którzy z odwagą wyruszyli na zachód. Dzisiejsza duchowa podróż wymaga nie mniejszej nadziei czy wiary niż ta z czasów pionierów. Nasze wyzwania mogą być inne, ale zmaganie z nimi jest równie wielkie.

Moją modlitwą jest, aby nasza nadzieja wiodła do spełnienia naszych prawych marzeń. Szczególnie modlę się, aby nadzieja, którą daje nam Zadośćuczynienie, powodowała wzrost naszej wiary i miłości bliźniego oraz dawała nam wieczną perspektywę przyszłego życia. Obyśmy wszyscy mieli pełną światła nadzieję, o to się modlę w imię Jezusa Chrystusa, amen.