2012
Stawanie się prawdziwym uczniem
Listopad 2012 r.


Stawanie się prawdziwym uczniem

Elder Daniel L. Johnson

Kiedy przestrzegamy Jego przykazań i służymy naszym bliźnim, stajemy się lepszymi uczniami Jezusa Chrystusa.

Ci z nas, którzy weszli w wody chrztu i otrzymali dar Ducha Świętego, zawarli przymierze, że pragną wziąć na siebie imię Jezusa Chrystusa, co innymi słowy oznacza, iż oświadczamy, że jesteśmy uczniami Pana. Co tydzień odnawiamy to przymierze, kiedy przyjmujemy sakrament i dajemy dowód na to, że jesteśmy uczniami poprzez sposób, w który żyjemy. Podczas niedawnych wydarzeń w Meksyku pięknie okazana została istota bycia uczniem.

Na terenach północnego Meksyku, gdzie uprawia się owoce, zawitała właśnie przepiękna wiosna. Drzewa były obsypane kwiatami i wszyscy oczekiwali obfitych zbiorów. Ludzie planowali spłatę pożyczek, kupno nowego sprzętu i odmłodzenie starzejących się sadów oraz pokrycie osobistych zobowiązań, takich jak czesne na szkołę dla członków rodziny. Niektórzy planowali nawet rodzinne wakacje. Panował ogólny optymizm. Nagle w poniedziałkowe popołudnie pod koniec marca rozszalała się burza i zaczął padać śnieg. Padał aż do trzeciej nad ranem. Kiedy chmury się rozeszły, temperatura nagle spadła. Przez całą noc i wczesne godziny poranne ludzie robili wszystko, co się dało, aby ocalić przynajmniej część zbiorów. Wszystko jednak zawiodło. Było po prostu zbyt zimno i kwiaty całkowicie zmarzły. Tego roku nie będzie już zbiorów ani sprzedaży owoców. Wtorek zaświtał w atmosferze mdłej i przygnębiającej straty tych wszystkich wspaniałych planów, oczekiwań i marzeń, które snuto poprzedniego dnia.

O tym straszliwym wtorkowym poranku dowiedziałem się z e-maila, który otrzymałem od Sandry Hatch, żony Johna Hatcha, ówczesnego pierwszego doradcy w prezydium świątyni Chihuahua w Kolonii Juárez. Cytuję tu urywki z tego e-maila: „John wstał wcześnie — około 6:30 rano — żeby pobiec do świątyni i zobaczyć, czy powinniśmy odwołać poranną sesję. Kiedy wrócił, powiedział, że parking i droga są przejezdne, więc sesja nie została odwołana. Myśleliśmy, że może pojawią się niektórzy z pracowników, którzy nie mają sadów i wtedy moglibyśmy zaprosić ich na sesję […]. Inspirujące było obserwowanie, jak ci mężczyźni, jeden po drugim, przybywali do świątyni. Pojawili się, mimo bezsennej nocy i świadomości tego, że stracili swe plony […]. Obserwowałam ich podczas naszego spotkania przygotowawczego — z trudem starali się nie zasypiać. Mogli dojść do wniosku, że mają dobrą wymówkę, aby nie przyjść, ale przyszli. Na sesji było 38 osób (była pełna)! Dzisiejszy poranek bardzo podniósł nas na duchu i dziękowaliśmy Ojcu Niebieskiemu za dobrych ludzi, którzy wykonują swoje obowiązki niezależnie od okoliczności. Czułam, że dzisiaj rano panowała szczególna atmosfera. Jestem pewna, że Ojciec Niebieski raduje się wiedząc, że kochamy Jego dom i że będąc w świątyni, jesteśmy we właściwym miejscu w tak trudny poranek”.

Lecz ta historia na tym się nie kończy, ale ciągle toczy się dalej.

Większość osób, które straciły swe plony, posiadało nieco ziemi, na której jeszcze w tym samym sezonie można było zasiać inne rośliny, takie jak papryczki chili czy fasolę. Plony te zapewniłyby przynajmniej trochę przepływu gotówki, który pozwoliłby na przetrwanie do przyszłorocznych zbiorów. Jednakże jeden z tych dobrych braci wraz ze swoją młodą rodziną nie posiadał dodatkowej ziemi i stanął przed perspektywą całego roku bez jakichkolwiek przychodów. Zdając sobie sprawę z jego straszliwej sytuacji, inni członkowie tej społeczności, z własnej inicjatywy i na własny koszt, zorganizowali kawałek ziemi i przygotowali ją, używając własnego sprzętu oraz zdobyli dla niego sadzonki chili.

Osobiście znam tych mężczyzn, o których opowiadam. Ich zachowanie w tej sytuacji nie jest dla mnie zaskoczeniem. Ale ludzie, którzy ich nie znają, zadają sobie zapewnie dwa pytania — oba zaczynają się od słowa dlaczego. Dlaczego przyszli do świątyni, aby pełnić swoje obowiązki i służyć po nieprzespanej nocy, zdając sobie sprawę, że właśnie stracili większość swych całorocznych przychodów? Dlaczego użyli i tak już ograniczonych i bardzo cennych środków, aby pomóc bliźniemu w wielkiej potrzebie, kiedy sami znaleźli się właśnie w tak straszliwych finansowych okolicznościach?

Jeśli rozumiecie, co oznacza bycie uczniem Jezusa Chrystusa, poznacie odpowiedź na te dwa pytania.

Zawarcie przymierza, którego celem jest stanie się uczniem Chrystusa, to początek trwającego całe życie procesu, a ścieżka ta nie jest zawsze łatwa. Kiedy pokutujemy za nasze grzechy i dążymy do czynienia tego, co On chciałby, byśmy czynili oraz służymy naszym bliźnim, tak jak On by im służył, niewątpliwie staniemy się bardziej do Niego podobni. Stanie się Mu podobnym i bycie jednością z Nim to nasz ostateczny cel i zadanie — a w istocie sens samej definicji bycia prawdziwym uczniem.

Zbawiciel zapytał Swoich uczniów, których odwiedził na kontynencie amerykańskim: „Jakimi ludźmi powinniście więc być?”. A następnie, odpowiadając na swoje własne pytanie, rzekł: „Zaprawdę powiadam wam, że na Moje podobieństwo” (3 Nefi 27:27).

Stawanie się podobnym do Zbawiciela nie jest łatwym zadaniem, szczególnie w świecie, w którym żyjemy. Praktycznie każdego dnia stawiamy czoła przeszkodom i przeciwnościom. Istnieje powód, dla którego tak się dzieje i jest on jednym z głównych celów życia doczesnego. W Księdze Abrahama 3:25 czytamy: „I tak ich wypróbujemy, czy wykonają wszystko, co im Pan, ich Bóg, nakaże”.

Te testy i próby różnią się od siebie w swojej naturze i intensywności. Ale nikomu nie uda się przejść przez to życie doczesne bez doświadczenia ich. Przeważnie, kiedy mówimy o próbach, wyobrażamy je sobie jako stratę plonów lub pracy, śmierć bliskiej osoby, chorobę, fizyczne, umysłowe lub emocjonalne nieudolności, ubóstwo lub utratę przyjaciół. Jednakże nawet osiągnięcie pozornie godnych celów może nieść ze sobą niebezpieczeństwo nieprzydatnej dumy, kiedy bardziej dążymy do zdobycia szacunku w oczach innych niż do uzyskania aprobaty niebios. Może się na to składać popularność w świecie, społeczne uznanie, sprawność fizyczna, talent artystyczny lub sportowy, dobrobyt i bogactwa. Względem tych ostatnich niektórzy z nas mogą żywić uczucia podobne do uczuć Tewiego ze Skrzypka na dachu: „Jeśli pieniądze to zaraza tego świata, niechby Bóg zesłał ją na mnie i obym nigdy się z niej nie wyleczył”1.

Ale te ostatnie rodzaje prób mogą być nawet bardziej onieśmielające, niebezpieczne i trudniejsze do przezwyciężenia niż te pierwsze. To, jakimi jesteśmy uczniami, rozwinie się i zostanie udowodnione nie poprzez rodzaj prób, którym będziemy poddawani, ale przez to, jak je przetrwamy. Tak, jak nauczał nas Prezydent Henry B. Eyring: „Tak więc, wielkim testem życia jest sprawdzian z tego, czy pośród sztormów życia słuchamy i przestrzegamy nakazów boskich. Testem jest nie tyle przetrwanie sztormu, ale dokonanie właściwego wyboru, gdy szaleje on wokół nas. Fiaskiem życiowym zaś jest oblanie tego testu, co równe jest niemożności zasłużenia na powrót w chwale do naszego domu w niebie” („Duchowe przygotowanie: Rozpocznij wcześnie i bądź wytrwały”, Liahona, listopad 2005, str. 38).

Jestem dumnym dziadkiem 23 wnucząt. Ich zrozumienie wiecznych prawd nigdy nie przestaje mnie zadziwiać, mimo że to są nadal bardzo mali i wrażliwi. Przygotowując się do tego przemówienia, poprosiłem każde z moich wnucząt, aby przysłało mi bardzo krótką definicję tego, co to znaczy być uczniem, czyli naśladowcą Jezusa Chrystusa. Wszystkie udzieliły mi wspaniałych odpowiedzi, ale chciałbym podzielić się z wami tym, co przysłał mi ośmioletni Benjamin: „Bycie uczniem Jezusa Chrystusa oznacza bycie przykładem. Oznacza bycie i przygotowanie się do bycia misjonarzem. Oznacza służbę bliźnim. Oznacza czytanie pism świętych i modlitwę. Oznacza zachowywanie Sabatu dniem świętym. Oznacza słuchanie podszeptów Ducha Świętego. Oznacza chodzenie do kościoła i do świątyni”.

Zgadzam się z Benjaminem. Wszystko, co dotyczy bycia uczniem, ma pełen związek z działaniem i stawaniem się. Kiedy przestrzegamy Jego przykazań i służymy naszym bliźnim, stajemy się lepszymi uczniami Jezusa Chrystusa. Posłuszeństwo i uległość Jego woli zapewnia nam towarzystwo Ducha Świętego wraz z błogosławieństwami spokoju, radości i bezpieczeństwa, które zawsze idą w parze z trzecim członkiem Boskiej Trójcy. Nie można ich uzyskać w żaden inny sposób. Ostatecznie to właśnie całkowita uległość Jego woli pozwoli nam stać się takimi, jakim jest nasz Zbawiciel. Powtarzam, że stanie się Mu podobnym i bycie jednością z Nim to nasz ostateczny cel i zadanie — a w istocie sens samej definicji bycia prawdziwym uczniem.

W Świątyni Kolonia Juárez oraz na otaczających ją polach zobaczyłem w praktyce, co oznacza bycie uczniem, kiedy nasi bracia i siostry w wierze potwierdzili swoje zobowiązanie w stosunku do Boga i do siebie nawzajem wbrew rozdzierającym serce przeciwnościom.

Świadczę, że kiedy będziemy przestrzegać Jego przykazań, służyć bliźnim i poddawać swoją wolę Jego woli, to zaprawdę staniemy się Jego prawdziwymi uczniami. O tym składam świadectwo w imię Jezusa Chrystusa, amen.

PRZYPIS

  1. Zob. Joseph Stein, Jerry Bock, Sheldon Harnick, Skrzypek na dachu (1964), str. 61.