Służba aniołów
Gdy stawiamy czoła wyzwaniom, Bóg nigdy nie zostawia nas samych lub bez pomocy.
Kiedy Adam i Ewa z własnej woli zstępowali w śmiertelność, wiedzieli, że w telestialnym świecie nie zabraknie cierni, ostów i wszelkich kłopotów. Być może najtrudniejsze do przyjęcia nie były jednak ciężka próba i niebezpieczeństwo, które mieli znosić, lecz fakt, że będą oddaleni od Boga, oddzieleni od Tego, z którym przechadzali się i rozmawiali, który osobiście udzielał im rad. Po dokonaniu tego świadomego wyboru, jak podaje zapis o stworzeniu, „nie widzieli [Go], gdyż odsunięci byli sprzed Jego oczu”1. Wśród wszystkich rzeczy, których z pewnością się obawiali, ta musiała niepokoić ich najbardziej.
Lecz Bóg znał wyzwania, którym mieli stawić czoła i z pewnością wiedział, jak samotni i zatroskani będą się czasem czuli. Więc stale czuwał nad Swoją rosnącą śmiertelną rodziną, zawsze słuchał ludzkich modlitw i posyłał proroków (a potem apostołów), by nauczali, radzili i przewodzili. A w czasach szczególnej potrzeby posyłał anioły, boskich posłańców, by błogosławili Jego dzieci, zapewniając, że niebo jest zawsze bardzo blisko, a Jego pomoc — zawsze na wyciągnięcie ręki. Rzeczywiście, wkrótce po tym jak Adam i Ewa znaleźli się w pustym i posępnym świecie, ukazał im się anioł2 i nauczał ich o znaczeniu ich ofiary i zadość czyniącej roli obiecanego Odkupiciela, który miał przyjść.
Kiedy czas nadejścia Zbawiciela był blisko, do Marii został wysłany anioł, by obwieścić jej, że ma stać się matką Syna Boga3. Potem powołano zastępy aniołów, by śpiewały w noc narodzenia dzieciątka Jezus4. Wkrótce potem anioł oznajmił Józefowi, że nowo narodzone niemowlę jest w niebezpieczeństwie i że ta maleńka rodzina musi uciekać w bezpieczne miejsce do Egiptu5. Kiedy można było już bezpiecznie wrócić, anioł przekazał tę wiadomość rodzinie i cała trójka powróciła do ziemi swojego dziedzictwa6.
Od początku w czasie wszystkich dyspensacji Bóg posyłał anioły jako Swych emisariuszy, by wyrażać miłość i troskę o Swoje dzieci. Czas tego przemówienia nie pozwala na chociażby pobieżną analizę pism świętych lub naszych własnych dziejów dni ostatnich, które są przepełnione opisami aniołów usługujących mieszkańcom ziemi. Ale zarówno doktryna, jak i historia ich służby jest imponująca.
Zazwyczaj nie widzimy tych istot. Czasem możemy je zobaczyć. Jednak, widzialne czy niewidzialne, są zawsze blisko. Zdarza się, że ich zadania są ogromne i mają znaczenie dla całego świata. Innym razem przesłanie jest bardziej osobiste. Bywa, że zadaniem anioła jest ostrzegać. Ale częściej ma on przynieść ukojenie, zapewnić pewną formę miłosiernej opieki, przewodnictwo w trudnym czasie. Gdy Lehi w swoim śnie znalazł się w przerażającym miejscu, „ciemnym i ponurym pustkowiu”, jak to opisał, napotkał anioła, „człowieka ubranego w białą szatę, który […] przemówił do mnie”, jak mówi Lehi, „nakazując mi, abym za nim podążył”7. Lehi poszedł za nim w bezpieczne miejsce i znalazł ścieżkę zbawienia.
W życiu wszyscy napotykamy „puste i ponure” miejsca, okoliczności, które wywołują smutek, strach lub zniechęcenie. Nasz dzień powszedni jest wypełniony ogólnoświatowym cierpieniem biorącym się z kryzysów finansowych, problemów energetycznych, terrorystycznych zamachów i klęsk żywiołowych. Przekładają się one na troskę osób i rodzin, nie tylko o miejsce zamieszkania czy dostęp do pożywienia, lecz także o uniwersalne bezpieczeństwo i dobrobyt naszych dzieci oraz proroctwa dni ostatnich dla naszej planety. Poważniejsze od nich — a czasem z nimi związane — są kwestie etycznego, moralnego i duchowego zepsucia, dostrzegane w dużych i małych społecznościach, w kraju i za granicą. Lecz świadczę, że anioły są stale posyłane, by nam pomagać, tak jak zostały posłane, by pomóc Adamowi i Ewie, prorokom i wreszcie samemu Zbawicielowi świata. W swojej ewangelii Mateusz zapisał, że gdy Szatan przestał kusić Chrystusa na pustyni, „aniołowie przystąpili i służyli mu”8. Nawet Boży Syn, Sam Bóg, potrzebował niebiańskiego pocieszenia w Swojej podróży przez życie doczesne. Ta posługa będzie oferowana prawym ludziom aż do końca czasu. Mówił o tym Mormon, kiedy przemawiał do swego syna, Moroniego, który potem stał się aniołem:
„Czyż czasy cudów przeminęły?
Czy aniołowie przestali ukazywać się ludziom, a Bóg odmawia im mocy Ducha Świętego i wytrwa w tym zamiarze, jak długo istnieje ziemia, a na ziemi żyje chociaż jeden człowiek, który mógłby zostać zbawiony?
Mówię wam, że tak nie jest gdyż […] to dzięki wierze aniołowie ukazują się i dają objawienia ludziom. […]
Oto słuchają Go i na Jego rozkaz dają objawienia ukazując się ludziom o silnej wierze, oddanym Bogu pod każdym względem”9.
Proszę każdego w zasięgu mojego głosu, by poczuł przypływ odwagi, by napełnił się wiarą i pamiętał słowa Pana, że On „[staczałby nasze] bitwy, i bitwy [naszych] dzieci, i dzieci [naszych] dzieci”10. Czym zasługujemy sobie na taką obronę? Mamy „[szukać] pilnie, [modlić] się zawsze i [wierzyć] […], [wtedy] wszystko będzie działać razem dla [naszego] dobra, jeżeli żyć [będziemy] świątobliwie i pamiętać przymierze, jakim [żeśmy] się związali”11. Ostatnie dni nie są czasem, by bać się i drżeć. Jest to czas, by wierzyć i pamiętać o naszych przymierzach.
Mówiłem tu o niebiańskiej pomocy, o aniołach wysyłanych, by błogosławić nas w czasie potrzeby. Ale gdy mówimy o istotach, które są narzędziami w ręku Boga, przypomina się nam, że nie wszystkie anioły przybywają z tamtej strony zasłony. Z niektórymi z nich przechadzamy się i rozmawiamy — tutaj, teraz i każdego dnia. Niektóre z nich mieszkają w naszej okolicy. Niektóre z nich wydały nas na świat, a w moim przypadku jeden z nich zgodził się mnie poślubić. Naprawdę, niebo nigdy nie wydaje się być bliżej nas niż wtedy, gdy widzimy Bożą miłość, objawiającą się w dobroci i oddaniu ludzi tak dobrych i czystych, że słowo „anielski” jest jedynym słowem, które przychodzi na myśl. Zaledwie chwilę temu przy tej mównicy, Starszy James Dunn podczas modlitwy ofiarowanej na rozpoczęcie użył słowa „anielski”, opisując chór Organizacji Podstawowej. Czemu nie? Z duchem, twarzyczkami i głosami tych dzieci w naszych umysłach i przed naszymi oczami pozwólcie, że podzielę się z wami historią mojego przyjaciela i kolegi z BYU, zmarłego już Clyna D. Barrusa. Uzyskałem na to pozwolenie jego żony Marilyn oraz ich rodziny.
Powracając do czasów dzieciństwa spędzonego na rozległej farmie, Brat Barrus opowiadał o swym wieczornym obowiązku przyprowadzania krów na dojenie. Ponieważ krowy pasły się na polu, które okalała często niebezpieczna rzeka Teton, surową zasadą w domu Barrusów było to, że podczas wiosennego okresu powodzi dzieciom pod żadnym pozorem nie wolno było doganiać krów, które przeszły na drugą stronę rzeki. Miały wówczas wrócić do domu i poprosić o pomoc dorosłych
Pewnej soboty, wkrótce po siódmych urodzinach Brata Barrusa, jego rodzice obiecali, że cała rodzina pojedzie wieczorem do kina, pod warunkiem uprzedniego wykonania prac domowych. Gdy młody Clyn przyszedł na pastwisko, krowy, których szukał, były po drugiej stronie rzeki, mimo wysokiego stanu wody. Czując, że bezcenny wieczór w kinie staje pod znakiem zapytania, zdecydował się samodzielnie sprowadzić krowy, choć ostrzegano go wiele razy, by nigdy tego nie robił.
Gdy siedmiolatek popędził swego starego konia, Bannera, w wody zimnego, wartkiego strumienia, głowa konia ledwie wystawała ponad powierzchnię. Dorosły, siedząc na koniu byłby bezpieczny, ale przy młodym wieku Brata Barrusa nurt zupełnie go zakrywał, z wyjątkiem kilku razy, gdy koń rzucił się ku przodowi, dzięki czemu głowa Clyna znalazła się nad powierzchnią wody i mógł nabrać powietrza.
Tutaj zacznę cytować własne słowa Brata Barrusa:
„Gdy Banner w końcu wspiął się na przeciwległy brzeg, uświadomiłem sobie, że moje życie było w poważnym niebezpieczeństwie i że zrobiłem straszną rzecz: rozmyślnie nie posłuchałem swego ojca. Pomyślałem, że mógłbym odkupić swoje winy tylko przyprowadzając krowy bezpiecznie do domu. Może wtedy ojciec by mi przebaczył. Ale już zmierzchało i nie byłem pewien, gdzie jestem. Ogarnęło mnie przerażenie. Byłem mokry, zmarznięty, zdezorientowany i wystraszony.
Ześlizgnąłem się ze starego Bannera, upadłem na ziemię obok jego nóg i zacząłem płakać. Szlochając, próbowałem się modlić, powtarza- jąc mojemu Ojcu w Niebie bez przerwy: ‚Przepraszam. Przebacz mi! Przepraszam. Przebacz mi!’
Modliłem się długo. Gdy wreszcie podniosłem głowę, przez łzy ujrzałem postać w białej szacie, kroczącą w moim kierunku. W ciemności byłem pewien, że to musi być anioł, posłany w odpowiedzi na moje modlitwy. Nie poruszyłem się ani nie wydałem żadnego dźwięku, gdy postać zbliżała się, tak bardzo obezwładniło mnie to, co widziałem. Czy naprawdę Pan posłałby do mnie anioła, skoro byłem tak nieposłuszny?
Wtedy znajomy głos powiedział: ‚Synu, szukałem cię’. W ciemności rozpoznałem głos mojego ojca i pobiegłem w jego rozpostarte ramiona. Objął mnie mocno, a potem powiedział łagodnie: ‚Martwiłem się. Cieszę się, że cię znalazłem’.
Próbowałem mu powiedzieć, jak mi przykro, ale z moich ust dobiegały tylko chaotyczne słowa: ‚Dziękuję ci… ciemno… strach… rzeka… sam’. Później tego wieczoru dowiedziałem się, że gdy nie wracałem z pastwiska, mój ojciec poszedł mnie szukać. Skoro nie mógł znaleźć ani mnie, ani krów, domyślił się, że przekroczyłem rzekę i jestem w niebezpieczeństwie. Ponieważ było ciemno i był najwyższy czas, by mnie odszukać, ojciec zdjął odzież zostając w długiej, białej, ciepłej bieliźnie, zawiązał buty na szyi i przepłynął zdradliwą rzekę, by ocalić niesfornego syna”12.
Moi ukochani bracia i siostry, świadczę, że anioły istnieją, zarówno te niebiańskie, jak i te ziemskie. Zaświadczam niniejszym, że Bóg nigdy nie zostawia nas samych lub bez pomocy, gdy stawiamy czoła wyzwaniom. Nie zrobi tego „jak długo istnieje ziemia, a na ziemi żyje chociaż jeden człowiek, który mógłby zostać zbawiony”13. W obliczu różnych zdarzeń, dzielonych z całą ludzkością lub przeżywanych w pojedynkę, możemy czuć, że jesteśmy oddaleni od Boga, odrzuceni przez niebo, zagubieni i samotni w ciemnym i ponurym miejscu. Dość często owo cierpienie sprowadzamy na siebie sami, ale nawet wtedy Ojciec nas wszystkich pilnuje nas i towarzyszy nam. I zawsze są anioły, które przychodzą i przebywają między nami, widzialne i niewidzialne, poznane i nieznane, śmiertelne i nieśmiertelne.
Obyśmy chętniej wierzyli i byli bardziej wdzięczni za tę obietnicę Pana, która zawiera się w jednym z ulubionych cytatów Prezydenta Monsona: „Pójdę przed [twoim] obliczem. Będę po [twojej] prawicy i po lewicy, i Duch mój będzie w [twoim sercu], i aniołowie moi wokół [ciebie], aby [cię] podtrzymać”14. Jednocześnie, kiedy modlimy się o obecność aniołów, starajmy się wszyscy być trochę bardziej anielscy — przez miłe słowo, podtrzymujące ramię, świadectwo wiary i „przymierze, jakim [żeśmy] się związali”15. Być może wtedy my będziemy mogli stać się wysłannikami Boga do kogoś — na przykład w Organizacji Podstawowej — kto płacze, wołając: „ciemno… strach… rzeka… sam”. O to się modlę, w święte imię Jezusa Chrystusa, amen.