Życie i posługa Gordona B. Hinckleya
Dnia 16 lutego 1998 roku około 6 700 świętych w dniach ostatnich zgromadziło się na Placu Niepodległości w Akrze, stolicy Ghany. Przybyli powitać swojego proroka, Prezydenta Gordona B. Hinckleya1. Stanął przed nimi z uśmiechem na twarzy i ogłosił od dawna wyczekiwaną wiadomość, że w ich ojczyźnie zostanie wybudowana świątynia. Starszy Jeffrey R. Holland z Kworum Dwunastu Apostołów powiedział, że kiedy Prezydent ogłosił swoją wieść, ludzie „powstali i radowali się, szlochali i tańczyli, ściskali się nawzajem i płakali”2. Wiele lat później, kiedy świątynia została już wybudowana i poświęcona, kobieta, która była obecna tamtego dnia, wspominała radość, jaką wówczas czuła, i opowiedziała, jak świątynia pobłogosławiła jej życie:
„Nadal mam przed oczami wyraźny obraz dnia, kiedy Prorok Gordon B. Hinckley odwiedził Ghanę i ogłosił, że w naszej ojczyźnie powstanie świątynia. Nadal dobrze pamiętam ekscytację na twarzach wszystkich ludzi, szczęście, a w uszach rozbrzmiewają mi okrzyki radości […].
Dzisiaj, dzięki temu, że mamy w naszym kraju świątynię, zawarłam z moim mężem ślub świątynny i jesteśmy zapieczętowani na to życie i na całą wieczność. Błogosławieństwo, że mogę żyć z moją rodziną po tym życiu, daje mi wielką nadzieję, kiedy ze wszystkich sił staram się robić wszystko, aby móc być z moją rodziną na wieczność”3.
Prezydent Hinckley pomagał odnajdować tę „wielką nadzieję” ludziom na całym świecie w życiu zgodnie z ewangelią Jezusa Chrystusa. Jak pokazują wydarzenia w Ghanie, często służył tysiącom ludzi jednocześnie. Wyciągał też pomocną dłoń do pojedynczych osób. Starszy Adney Y. Komatsu z Kworum Siedemdziesiątych opowiadał o swoich uczuciach, kiedy Prezydent Hinckley odwiedził misję, której był wówczas prezydentem:
„Przez te trzy lata ani razu mnie nie skrytykował, pomimo moich słabości […]. To dodawało mi skrzydeł […]. Za każdym razem, kiedy wysiadał z samolotu, ściskał mi rękę na powitanie i potrząsał nią z taką energią, jakby pompował wodę ze studni. ‘I jak tam, Prezydencie Komatsu, jak się masz? […] Wspaniale pracujesz’. Tak mnie dopingował, że […] kiedy wyjechał, miałem poczucie, że powinienem z siebie dawać 105 procent, a nie tylko 100”4.
Ludzi podnosiły na duchu nie tylko natchnione słowa Prezydenta Hinckleya, ale też to, jak żył. Starszy Russell M. Nelson z Kworum Dwunastu wspominał:
„Kiedy [Prezydent i Siostra Hinckleyowie] jechali z kaplicy na lotnisko w Ameryce Środkowej, ich samochód uległ wypadkowi. Siostra Nelson i ja jechaliśmy za nimi i widzieliśmy, jak to się stało. Ciężarówka załadowana na górze niezabezpieczonymi metalowymi prętami podjechała do nich na skrzyżowaniu. Aby uniknąć kolizji, kierowca gwałtownie zatrzymał pojazd, co sprawiło, że żelazne pręty jak włócznie przebiły samochód Hinckleyów. Okna zostały wybite, drzwi i błotniki zostały wgniecione. To się mogło skończyć bardzo poważnie. Kiedy z ich ubrań i skóry usuwano kawałki szkła, Prezydent Hinckley powiedział: ‘Dziękujmy Panu za Jego błogosławieństwa; a teraz jedźmy już dalej innym autem’”5.
To zdanie, wypowiedziane spontanicznie w chwili zagrożenia, świadczy o życiu i służbie Prezydenta Hinckleya jako uczniu Jezusa Chrystusa. Był on, jak zauważył Starszy Holland, „zawsze pełen wiary w Boga i nadziei na przyszłość”6.
Rodzinne dziedzictwo — fundament wiary i wytrwałości
Kiedy Gordon Bitner Hinckley przyszedł na świat 23 czerwca 1910 roku, był pierwszym dzieckiem swojej matki, ale w rodzinie powitało go ośmioro starszego rodzeństwa. Ojciec Gordona, Bryant Stringham Hinckley, ożenił się z Adą Bitner po śmierci swojej pierwszej żony, Christine. Ada i Bryant doczekali się po Gordonie jeszcze czwórki dzieci i z miłością wychowywali swoją liczną rodzinę, nie dzieląc dzieci na rodzeństwo pełne i przyrodnie. Od najmłodszych dni Gordon nauczył się cenić swoją rodzinę.
Nazwisko i drugie imię Gordona były świadectwem jego zacnego dziedzictwa. Przodkowie ze strony Hinckleyów byli pośród pierwszych pielgrzymów, którzy przybyli do kraju, który miał się stać Stanami Zjednoczonymi Ameryki. Część z nich została wygnana do tego kraju w XVII wieku z powodu wiary. A część była pasażerami statku Mayflower, który w 1620 roku był jednym z pierwszych statków transportujących emigrantów z Europy do Ameryki Północnej. Ponad dwa wieki później dziadek Gordona ze strony ojca, Ira Nathaniel Hinckley, był jednym z pierwszych pionierów świętych w dniach ostatnich. W 1843 roku, niedawno osierocony, 14-letni Ira, przyłączył się do Kościoła w Nauvoo, w Illinois, po tym jak usłyszał nauki Józefa i Hyruma Smithów. Prababka Gordona, Anna Barr Musser Bitner Starr, również była pionierką. Jej syn, dziadek Gordona ze strony matki, Breneman Barr Bitner, wspominał później ich podróż do Doliny Jeziora Słonego w 1849 roku: „Ja [mając 11 lat] powoziłem wyładowanym wozem, do którego zaprzęgnięte były dwa woły, w upale i zimnie przez pustynie, rzeki i góry do tej doliny”7.
Bryant Hinckley często przypominał swoim dzieciom i wnukom o ich bogatym dziedzictwie. Pewnego razu, mówiąc o pełnej trudów podróży pielgrzymów na Mayflower i o długiej, srogiej zimie, z jaką przyszło im się zmierzyć, kiedy dotarli do celu, powiedział: „Wiosną, kiedy Mayflower był gotów do wyruszenia w drogę powrotną, zaledwie 49 osób przetrwało [ze 102]. Nikt nie wrócił [do Anglii]. Ten duch jest też w was, moi drodzy — duch, który nie pozwala zawracać z obranej drogi”8. Ponieważ Gordon pozostał wierny tej zasadzie, otrzymał szansę na naukę i służbę, których nawet sobie nie wyobrażał.
Dzieciństwo — nauka optymizmu, pilności i wierności
Jako dziecko Gordon Hinckley nie był tym pełnym energii, krzepkim mężczyzną, którego poznaliśmy w późniejszych latach. Był „chudym jak patyk chucherkiem”, do tego dość chorowitym9. Kiedy Gordon miał dwa latka, „zachorował ciężko na koklusz […], doktor powiedział Adzie, że jedynym lekarstwem będzie świeże, wiejskie powietrze. Bryant zakupił wówczas 2-hektarową farmę […] i wybudował na niej niewielki dom na lato”10. Miejsce to, położone w części Doliny Jeziora Słonego nazywaną East Mill Creek, było błogosławieństwem dla całej rodziny, ponieważ dzieci miały gdzie biegać i się bawić oraz dzięki wspólnej pracy zdobywać cenne lekcje.
Ada i Bryant Hinckleyowie byli optymistycznie nastawionymi do życia, troskliwymi rodzicami, którzy stwarzali dzieciom możliwości rozwoju i odnoszenia sukcesów. Zaczęli organizować domowe wieczory rodzinne, jak tylko program ten został wprowadzony w 1915 roku. Opowiadali historie na dobranoc, często pochodziły one z pism świętych. Jeden pokój w swoim domu przeznaczyli na bibliotekę, aby dzieci miały gdzie czytać dobre książki. Zachęcali dzieci do dyscypliny, chwaląc je i stale oczekując od nich najlepszego zachowania.
Kiedy Gordon dorastał, jego wiara rozwijała się dzięki wzmacniającemu wpływowi wiary jego rodziców. Aż pewnego dnia przeżył coś, co pomogło mu zbudować podstawę własnego świadectwa na temat Proroka Józefa Smitha:
„Kiedy byłem dwunastoletnim chłopcem, mój ojciec zabrał mnie na spotkanie kapłańskie palika, w którym mieszkałem. Siedziałem w ostatnim rzędzie, a on, jako prezydent palika, siedział na podium. Podczas rozpoczęcia tego spotkania — pierwszego tego rodzaju spotkania, w którym uczestniczyłem — powstało trzystu czy czterystu mężczyzn. Wywodzili się z różnych stron, wykonywali różne zawody, ale każdy z nich miał w swoim sercu to samo przekonanie, z którym śpiewał wspaniałe słowa pieśni:
Chwalmy człowieka, co rozmawiał z Jehową!
Jezus mu sam powołanie wielkie dał.
On nam otworzył dyspensację ostatnią.
Cześć wszystkich królów i ludów będzie miał.
Coś we mnie drgnęło, kiedy słuchałem, jak śpiewali ci mężczyźni wiary. Moje chłopięce serce poznało poprzez Ducha Świętego, że Józef Smith naprawdę był prorokiem Wszechmogącego”11.
Dalsza edukacja i trudne czasy
W swoich młodzieńczych latach Gordon nie przepadał za szkołą, wolał być na dworze, zamiast siedzieć zamknięty w klasie przy ławce. Kiedy dojrzał, nauczył się jednak cenić książki, szkołę i domową bibliotekę na równi z polami, po których w dzieciństwie biegał na bosaka. W 1928 roku ukończył średnią szkołę i rozpoczął studia na Uniwersytecie Utah.
Cztery lata na uczelni były pasmem ogromnych wyzwań. W 1929 roku gospodarka Stanów Zjednoczonych uległa załamaniu, a przez kraj i świat przetoczył się Wielki Kryzys. Bezrobocie w Salt Lake City wynosiło około 35 procent, ale Gordon na szczęście miał posadę serwisanta, dzięki czemu mógł opłacić czesne i kupić podręczniki. Bryant, który pracował jako menedżer, należącej do Kościoła siłowni Deseret, obniżył swoją pensję, aby inni pracownicy mogli zachować swoje posady12.
Wszelkie problemy finansowe przyćmiła wiadomość, że mama Gordona zachorowała na raka. Zmarła w 1930 roku, mając zaledwie 50 lat. Gordon miał wtedy 20 lat. Cierpienie po śmierci matki było „głębokie i bolesne” — powiedział Gordon13. Osobiste przeżycia połączone z wpływem ludzkich filozofii oraz cynizmem tamtych czasów sprawiły, że zaczął zadawać trudne pytania. „Był to czas straszliwego zniechęcenia i ten duch był silnie odczuwany na kampusie — wspominał. — Sam mu nieco uległem. Zacząłem kwestionować pewne rzeczy, włączając w to, być może, w małym stopniu wiarę rodziców. Nie jest to niczym niezwykłym dla studentów uniwersytetu, ale w owym czasie atmosfera była szczególnie ciężka”14.
Pytania, które nurtowały Gordona, choć trudne, nie zachwiały jego wiary. „Miałem oparcie w solidnej podstawie miłości, jaką otaczali mnie wspaniali rodzice i kochająca rodzina, w dobrym biskupie, oddanych i wiernych nauczycielach oraz pismach świętych, które mogłem czytać i rozważać” — wspominał. Mówiąc o wyzwaniach, jakie przed ludźmi w jego wieku stawiały tamte czasy, powiedział: „Choć w młodości mieliśmy problemy ze zrozumieniem wielu rzeczy, w naszych sercach była miłość do Boga i Jego pracy, dzięki czemu pokonywaliśmy wszelkie wątpliwości i obawy. Kochaliśmy Pana i dobrych, zacnych przyjaciół. Ta miłość była źródłem naszej siły”15.
Służba misyjna i osobiste nawrócenie
Gordon ukończył Uniwersytet Utah w czerwcu 1932 roku z tytułem magistra anglistyki i licencjatem z języków starożytnych. Rok później znalazł się na rozdrożu. Chciał kontynuować naukę, aby zostać dziennikarzem. Mimo kryzysu udało mu się zebrać nieco oszczędności na dalsze studia. Rozważał też małżeństwo. On i Marjorie Pay, młoda kobieta mieszkająca po drugiej stronie ulicy, stawali się sobie coraz bliżsi.
Wtedy to, tuż przed swoimi 23. urodzinami, Gordon spotkał się ze swoim biskupem, Johnem C. Duncanem, który zapytał go, czy nie myśli o wyjeździe na misję. Dla Gordona była to „szokująca propozycja”16, ponieważ w czasie Wielkiego Kryzysu niewielu mężczyzn otrzymywało powołania na misję. Rodzin po prostu nie było stać na ich utrzymanie.
Gordon powiedział biskupowi Duncanowi, że będzie służył, ale martwił się, jak jego rodzina podoła finansowo temu wyzwaniu. Jego obawy wzrosły, kiedy dowiedział się, że bank, w którym trzymał swoje oszczędności, zbankrutował. Powiedział: „Niemniej pamiętam, jak ojciec powiedział: ‘Dołożymy wszelkich starań, aby zaspokoić twoje potrzeby’ i on oraz mój brat zobowiązali się wspierać mnie finansowo podczas misji. Wtedy też odkryliśmy konto oszczędnościowe, które pozostawiła moja mama — nie była to duża suma, odkładała tam drobne, jakie zostawały jej po zakupach. Dzięki tej skromnej pomocy okazało się, że mogę jechać na misję”. Zdaniem Gordona monety odkładane przed jego mamę były święte. „Strzegłem ich własnym honorem” — powiedział17. Otrzymał powołanie do Misji Europejskiej.
Wyczuwając synowskie obawy, Bryant Hinckley przygotował coś, co w prosty sposób miało przypominać Gordonowi, co jest prawdziwym źródłem siły. „Kiedy wyjeżdżałem na misję — wspominał — mój dobry ojciec wręczył mi kartkę, na której widniało pięć słów […]: ‘Nie bój się, tylko wierz!’ (Ew. Marka 5:36)”18. Słowa te miały być dla Starszego Gordona B. Hinckleya inspiracją, by wiernie i godnie służyć na misji, szczególnie w połączeniu z ośmioma innymi słowami, które wyszły spod pióra jego ojca kilka tygodni później.
Te dodatkowe słowa otuchy przyszły w okresie głębokiego zniechęcenia, który rozpoczął się 29 czerwca 1933 roku, w pierwszym dniu pobytu Starszego Hinckleya w Preston w Anglii. Kiedy dotarł do swojego mieszkania, towarzysz z pary powiedział mu, że będą tego wieczora przemawiać na rynku. „Ja się do tego nie nadaję” — powiedział Starszy Hinckley, a kilka godzin później śpiewał i przemawiał z mównicy przed tłumem niezbyt zainteresowanych gapiów19.
Starszy Hinckley odkrył wówczas, że wielu ludzi nie jest zainteresowanych słuchaniem przesłania przywróconej ewangelii. Nędza, do jakiej doprowadził światowy kryzys gospodarczy, zdawała się przenikać w głąb dusz ludzi, którzy potrącali go w tramwajach i z którymi nie czuł się wcale związany. Na dodatek był również chory. Wspominał: „W Anglii trawy pylą i rozsiewają się na przełomie czerwca i lipca, czyli dokładnie wtedy, kiedy przyjechałem”20. To pobudziło reakcje alergiczne, przez co wszystko wydawało się jeszcze gorsze. Tęsknił za rodziną. Tęsknił za Marjorie. Tęsknił za swojską atmosferą rodzinnego kraju. Praca go frustrowała. On i jego współtowarzysze mieli niewiele okazji, by nauczać osoby zainteresowane, choć co tydzień nauczali i przemawiali w niewielkich gminach.
W poczuciu, że marnuje swój czas i pieniądze rodziny, Starszy Hinckley napisał list do ojca, wyjaśniający tę opłakaną sytuację. Bryan Hinckley przysłał w odpowiedzi radę, której jego syn przestrzegał przez resztę swego życia. „Drogi Gordonie, mam twój ostatni list. Mam tylko jedną sugestię”. I tu padło tych osiem słów, które nadały dodatkowego znaczenia pięciu słowom, które napisał wcześniej: „Zapomnij o sobie i bierz się do pracy”21. Rada ta była echem fragmentu, który Starszy Hinckley przeczytał ze swoim kolegą wcześniej tego samego dnia: „Bo kto chciałby duszę swoją zachować, utraci ją, a kto by utracił duszę swoją dla mnie i dla ewangelii, zachowa ją” (Ew. Marka 8:35).
Z listem od ojca w ręku młody Starszy Hinckley padł na kolana i przyrzekł, że odda się Panu. Skutki nie dały na siebie długo czekać. „Cały świat się zmienił — powiedział. — Mgła się podniosła. W moim życiu zajaśniało słońce. Miałem nowe zainteresowania. Dostrzegłem piękno tego kraju. Dostrzegłem wspaniałość tych ludzi. W tym cudownym kraju zacząłem czuć się jak w domu”22.
Wspominając tamten okres, Gordon wyjaśnił, że odczuwał też pomoc ze strony swojej matki. Czuł jej kojącą obecność, szczególnie w tym trudnym okresie zmęczenia i zniechęcenia. „Wtedy i zawsze starałem się wieść takie życie i tak wywiązywać się ze swoich obowiązków, aby przynieść chwałę jej imieniu — powiedział. — Myśl, że mógłbym zawieść oczekiwania mamy, była bolesna i sprawiała, że umiałem się zdobyć na samodyscyplinę, na którą w innym wypadku być może nie byłoby mnie stać”23.
Stał się misjonarzem pełnym żarliwości i oddania. Sprawozdania z pierwszych ośmiu miesięcy jego misji wskazują, że nie ochrzcił on ani jednej osoby, rozdał 8 785 ulotek, poświęcił ponad 440 godzin członkom, brał udział w 191 spotkaniach i 220 rozmowach na temat ewangelii i dokonał konfirmacji jednej osoby24.
W marcu 1934 roku Starszy Hinckley został przeniesiony z Preston do Londynu, gdzie pracował jako asystent Starszego Josepha F. Merrilla z Kworum Dwunastu Apostołów, który przewodził misjom w Wielkiej Brytanii i Europie25. Spędził tam resztę misji, w ciągu dnia pracując w biurze, a wieczorami nauczając ewangelii. Niewiele było chrztów nawróconych, ale w sercu syna Bryanta i Ady Hinckleyów zapłonęła iskierka nawrócenia, która stała się wiecznym płomieniem.
Nowa okazja do służby Panu
Kiedy Gordon powrócił z misji, powiedział: „Nigdy więcej podróży. Pojechałem już tak daleko, jak chciałem i wystarczy”26. Razem z dwoma kolegami z misji w drodze powrotnej zwiedził Europę i Stany Zjednoczone, co było wówczas powszechną praktyką. Kiedy wkrótce po jego powrocie rodzina wyjechała na wakacje, on zdecydował się zostać w domu. Pomimo wyczerpania cieszył się świadomością, że odbył te podróże, bo czuł, że w ten sposób wypełnił część swego błogosławieństwa patriarchalnego. Wiele lat później powiedział:
„Będąc jeszcze chłopcem, otrzymałem błogosławieństwo patriarchalne. Powiedziano w nim, że będę wznosić głos, dając świadectwo prawdy narodom ziemi. Przed długi czas trudziłem się w Londynie i wielokrotnie składałem swoje świadectwo. [Pojechaliśmy do Amsterdamu], gdzie podczas spotkania miałem okazję powiedzieć kilka słów i złożyć świadectwo. Podobnie było w Berlinie. Potem pojechaliśmy do Paryża, gdzie również miałem po temu sposobność. Potem pojechaliśmy do Stanów Zjednoczonych, do Waszyngtonu i tam w niedzielę też miałem okazję zabrać głos. Kiedy przyjechałem do domu, byłem zmęczony […]. Powiedziałem: ‘Wypełniłem [tę] część mojego błogosławieństwa. Przemawiałem w wielkich stolicach tego świata […]. Naprawdę miałem poczucie spełnienia”27.
Zanim Gordon mógł uznać swoją misję za zakończoną, musiał wypełnić jeszcze jedno zadanie. Starszy Joseph F. Merrill poprosił go, aby udał się na spotkanie z Pierwszym Prezydium Kościoła i złożył sprawozdanie z potrzeb misji Brytyjskiej i Europejskiej. Rankiem 20 sierpnia 1935 roku, mniej niż miesiąc po powrocie do domu, Gordon został zaproszony do sali rady w Budynku Administracji Kościoła. Uścisnąwszy dłonie wszystkich członków Pierwszego Prezydium — Prezydentów Hebera J. Granta, J. Reubena Clarka jun. i Davida O. McKaya — nagle poczuł, że to zadanie go przytłacza. Prezydent Grant powiedział: „Bracie Hinckley, masz piętnaście minut, żeby przekazać nam słowa Starszego Merrila”28.
Przez następnych 15 minut ten młody człowiek, który dopiero co wrócił z misji, przedstawiał wnioski Starszego Merrilla, że misjonarze potrzebują do swej pracy lepszych publikacji. Prezydent Grant i jego doradcy zaczęli potem zadawać mnóstwo pytań i spotkanie przeciągnęło się ponad godzinę poza wyznaczony czas.
Wracając do domu, Gordon nie mógł przypuszczać, jaki wpływ tych 75 minut będzie miało na jego życie. Dwa dni później zadzwonił do niego Prezydent McKay i zaproponował mu pracę sekretarza wykonawczego nowo powstałego kościelnego Komitetu ds. radia, publikacji i literatury misyjnej. Zadaniem komitetu, w skład którego wchodziło sześciu członków Kworum Dwunastu, było zaspokojenie potrzeb, które Gordon przedstawił na spotkaniu z Pierwszym Prezydium29.
Po raz kolejny Gordon odłożył na później swoje plany, by ukończyć szkołę i rozpocząć karierę dziennikarską. W pracy tworzył scenariusze programów radiowych i filmów, pisał broszury dla misjonarzy, nawiązywał kontakty zawodowe z pionierami mediów oraz badał historię Kościoła i o niej pisał. Miał swój wkład w powstanie przesłań budujących wiarę członków i pomagających im nawiązywać więzi z ludźmi spoza Kościoła. Znajomy napisał do niego kiedyś list z pochwałą jednego ze scenariuszy radiowych i zapytał w nim, skąd u niego taki talent do pisania i przemawiania. Gordon odpisał:
„Jeśli mam jakikolwiek talent do pisania czy przemawiania, to dziękuję za niego mojemu Ojcu w Niebie. Niewiele myślę o tej wrodzonej umiejętności, raczej skupiam się na tym, że wszelkie oddziaływanie, jakie być może mam, jest wynikiem szans, jakie mi dano”30.
Praca w komitecie pozwoliła Gordonowi wyszlifować jego pisarskie zdolności. Była też dla niego okazją, by uczyć się od apostołów i proroków. Obserwując, jak sześciu członków Rady Dwunastu rozważa decyzje i naucza się nawzajem, lepiej zrozumiał święte powołanie tych bardzo różnych mężczyzn oraz proces objawienia, jaki miał miejsce, gdy wspólnie nad czymś radzili.
Przewodniczącym komitetu został Starszy Stephen L. Richards, który później służył jako Pierwszy Doradca w Pierwszym Prezydium. Gordon napisał o nim: „Wrażliwy na innych, rozważny, rozsądny i mądry. Nigdy nie działał w pośpiechu, lecz z rozwagą podejmował decyzje, jak należy postąpić. Nauczyłem się, że w tej pracy najlepiej jest postępować ostrożnie, ponieważ wszelkie decyzje mają dalekosiężne skutki i wpływają na życie wielu ludzi”31.
Pozostałych pięciu członków komitetu to: Starszy Melvin J. Ballard, John A. Widtsoe, Charles A. Callis, Alonzo A. Hinckley (wuj Gordona) i Albert E. Bowen. Gordon napisał o nich:
„Miałem bardzo dobry kontakt ze wszystkimi tymi wspaniałymi mężczyznami, którzy traktowali mnie bardzo serdecznie. Przekonałem się też, że byli ludźmi. Mieli swoje słabości i problemy, ale to nie był dla mnie problem. W istocie mój podziw dla nich jeszcze bardziej wzrósł, bo widziałem, jak wznoszą się ponad swoją doczesność, widziałem tę boską cząstkę, a przynajmniej element poświęcenia dla tego wielkiego dzieła, które w ich życiu stało na pierwszym miejscu. Widziałem, jak natchnienie oddziałuje na ich życie. Nie miałem wątpliwości co do ich proroczego powołania ani faktu, że Pan przemawiał i działał poprzez nich. Widziałem też ich ludzką stronę, ich słabostki — a każdy z nich miał ich co nieco. Widziałem też ogromną, nadrzędną moc ich wiary i miłości do Pana oraz ich całkowite oddanie tej pracy i powierzonemu im zaufaniu”32.
Małżeństwo, rodzina i służba w Kościele
Oczywiście Gordon nie myślał jedynie o pracy. Po powrocie z Anglii kontynuował spotkania z Marjorie Pay. Jego wyjazd był dla niej równie trudny jak dla niego. „Chociaż bardzo się cieszyłam z jego wyjazdu na misję — mówiła później Marjorie — nigdy nie zapomnę dojmującego poczucia pustki i samotności, kiedy jego pociąg odjechał ze stacji”33.
Jesienią 1929 roku, cztery lata przed wyjazdem Gordona do Anglii, Marjorie zapisała się na zajęcia na Uniwersytecie Utah, lecz jej ojciec stracił wtedy pracę z powodu Wielkiego Kryzysu. Natychmiast rzuciła więc szkołę i znalazła pracę jako sekretarka, aby pomóc rodzicom utrzymać siebie i pięcioro młodszego rodzeństwa. Trwało to nadal, kiedy Gordon powrócił z misji w 1935 roku. Już nigdy nie miała okazji, by zdobyć formalne wykształcenie, ale była zdecydowana, by cały czas poszerzać swą wiedzę, dużo więc czytała.
Pogodna natura Marjorie, jej etos pracy i głębokie oddanie ewangelii sprawiły, że Gordon zapałał do niej uczuciem. Ona zaś podziwiała jego dobroć i wiarę. „Im bliżej było do małżeństwa, tym większą miałam pewność, że Gordon mnie kocha — mówiła. — Jednak zawsze też wiedziałam, że nigdy nie będę dla niego najważniejsza. Wiedziałam, że w jego życiu będę na drugim miejscu, na pierwszym zaś będzie Pan. Tak miało być”. Ciągnęła dalej: „Byłam przekonana, że rozumiejąc ewangelię i cel, dla którego tutaj jesteśmy, mąż powinien stawiać Pana na pierwszym miejscu. Świadomość, że on taki właśnie jest, dawała mi poczucie bezpieczeństwa”34.
Gordon i Marjorie pobrali się w Świątyni Salt Lake 29 kwietnia 1937 roku i przeprowadzili się do domu letniego Hinckleyów w East Mill Creek. Zainstalowali tam piec i dokonali innych przeróbek koniecznych, by uczynić z niego dom całoroczny, dbali o sad i ogród, a na przyległej działce zaczęli budować własny dom. I tak oto wiejska okolica, gdzie w dzieciństwie Gordon uwielbiał spędzać letnie miesiące, stała się miejscem, w którym on i Marjorie uwili gniazdo dla siebie i swoich dzieci: Kathleen, Richarda, Virginii, Clarka i Jane.
Gordon i Marjorie ustanowili dom, w którym najważniejszymi wartościami były miłość, wzajemny szacunek, ciężka praca i życie zgodnie z ewangelią. Codzienna rodzinna modlitwa dawała dzieciom okazję, by obserwować wiarę i miłość rodziców. Podczas wspólnych modlitw dzieci czuły również bliskość swojego Ojca w Niebie.
W domu Hinckleyów nie było wielu nakazów, ale od wszystkich wiele oczekiwano. Marjorie mówiła o rzeczach, o które nie warto wojować. Opisując rodzicielskie zasady, które razem z mężem stosowali, powiedziała: „Przekonałam się, że muszę ufać moim dzieciom, więc starałam się im nie odmawiać, kiedy mogłam się na coś zgodzić. Kiedy wychowywaliśmy dzieci, chodziło o to, żeby przetrwać każdy dzień i mieć z niego nieco radości. Skoro zrozumiałam, że nie sposób, abym wszystkie decyzje podejmowała za dzieci, starałam się nie przejmować drobiazgami”35. Dzięki zaufaniu okazywanemu im przez rodziców, dzieci czuły się szanowane oraz zdobywały doświadczenie i pewność siebie. Kiedy zaś odpowiedź brzmiała „nie”, dzieci rozumiały, że nie wynikało to z nastroju rodziców w danej chwili.
Dom Hinckleyów rozbrzmiewał śmiechem. Marjorie powiedziała przy jakiejś okazji: „Jedynym sposobem na poradzenie sobie z problemami jest ich minimalizowanie i śmianie się z nich. Można śmiać się lub płakać. Ja wolę się śmiać. Od płaczu boli mnie głowa”36. Dzięki rodzicom, którzy potrafili się z siebie śmiać i odnajdywali humor w codziennych sytuacjach, dzieci postrzegały dom rodzinny jako cudowne schronienie.
Służba kościelna była zawsze częścią życia Gordona i Marjorie. Gordon służył jako nadzorujący Szkołę Niedzielną w paliku, a potem został powołany do rady generalnej Szkoły Niedzielnej, gdzie służył przez dziewięć lat. Następnie służył jako doradca w prezydium palika i jako prezydent palika, zaś Marjorie służyła w Organizacji Podstawowej, Organizacji Młodych Kobiet i Stowarzyszeniu Pomocy. Dla ich dzieci służba w Kościele była radosnym przywilejem. Model ten kontynuowały one potem w swoim dorosłym życiu.
Przygotowanie poprzez zawodowe przedsięwzięcia
Przez pierwszych sześć lat małżeństwa Gordon nadal pracował w kościelnym Komitecie ds. radia, publikacji i literatury misyjnej. Był oddany swojej pracy, a projekty, które realizował i daty ich ukończenia często sprawiały, że był u kresu swoich możliwości lub wręcz je przekraczał. W liście do przyjaciela napisał:
„Jest mnóstwo pracy. Praca tego komitetu o niezwykle długiej nazwie cały czas się rozwija, robi się coraz bardziej skomplikowana i coraz bardziej interesująca […].
Radio, filmy i wszelkie publikacje […] służą temu, abym nie ustawał w modlitwie, był pokorny, zajęty i siedział w pracy przez długie godziny […]. Przez to wszystko coraz bardziej uzależniam się od okularów […], nieco bardziej się garbię, bardziej się ustatkowałem i narasta we mnie ciekawość, do czego to wszystko prowadzi”37.
Z powodu II wojny światowej na początku lat 40. Gordon zmienił pracę. Pełnoetatowa praca misjonarska została praktycznie zawieszona na okres wojny, więc działania związane z zapewnianiem misjonarzom materiałów do nauczania zeszły na dalszy plan. Czując się w obowiązku pomóc w działaniach wojennych, Gordon złożył podanie do szkoły oficerskiej Marynarki Stanów Zjednoczonych. Niestety z powodu jego alergii, zostało ono odrzucone. „Byłem ogromnie zawiedziony tą odmową — przyznał później. — Trwała wojna i wszyscy robili coś, żeby pomóc. Czułem, że powinienem jakoś się włączyć w tę pracę”38. Pragnienie to sprawiło, że postarał się o pracę zastępcy kierownika Kolei Denver i Rio Grande. Ponieważ pociągi odgrywały kluczową rolę w przemieszczaniu oddziałów i zaopatrzenia, Gordon czuł, że w ten sposób może służyć swojemu krajowi. Firma zatrudniła go w 1943 roku i pracował w ich filii w Salt Lake City do roku 1944, kiedy to został wraz z rodziną przeniesiony do Denver w stanie Kolorado.
Dyrektorzy kolei byli pod wrażeniem pracy Gordona, więc kiedy w 1945 roku wojna dobiegła końca, zaproponowali mu stałą pracę ze świetnymi perspektywami na przyszłość. W tym samym czasie do Gordona zadzwonił Starszy Stephen L. Richards i poprosił, by wrócił on do pracy na pełen etat dla Kościoła. Mimo że kolej oferowała znacznie lepsze zarobki niż Kościół, Gordon poszedł za głosem serca i powrócił do Salt Lake City39.
Praca Gordona w siedzibie głównej Kościoła wkrótce wykroczyła poza dawny zakres jego obowiązków. W 1951 roku został wyznaczony na sekretarza wykonawczego Głównego komitetu ds. misjonarzy i otrzymał zadanie nadzorowania bieżącej działalności nowo powstałego Departamentu ds. misjonarzy. Departament ten zajmował się wszystkim, co miało związek z głoszeniem ewangelii, w tym produkowaniem, tłumaczeniem i dystrybucją materiałów wykorzystywanych przez misjonarzy, szkoleniem misjonarzy i prezydentów misji oraz kontaktami z mediami wykorzystywanymi, aby budować porozumienie i wyjaśniać mity na temat Kościoła40.
Jesienią 1953 roku Prezydent David O. McKay wezwał Gordona do swego gabinetu i poprosił, aby zastanowił się nad kwestią, która nie była bezpośrednio związana z obowiązkami Departamentu ds. misjonarzy. „Bracie Hinckley — zaczął — jak wiesz, budujemy świątynię w Szwajcarii, lecz będzie się ona różnić od naszych innych świątyń, ponieważ będą z niej korzystać członkowie mówiący wieloma różnymi językami. Chciałbym, abyś znalazł sposób na zaprezentowanie nauk świątynnych w różnych językach europejskich przy użyciu minimalnej liczby pracowników świątynnych”41.
Prezydent McKay zapewnił Gordonowi miejsce, gdzie mógł szukać natchnienia i uciec przed nawałem pracy w Departamencie ds. misjonarzy. Wieczorami w ciągu tygodnia, w soboty oraz niektóre niedziele, Gordon pracował w małym pokoju na piątym piętrze Świątyni Salt Lake. W wiele niedzielnych poranków dołączał do niego Prezydent McKay, aby dzielić się swoimi przemyśleniami, przyglądać się prezentacji obdarowania i modlić o przewodnictwo.
Po rozmyślaniach, modlitwie i poszukiwaniu objawienia Gordon zaproponował, aby instrukcje dotyczące obdarowania zostały sfilmowane, a ich treść zdubbingowano w wielu językach. Propozycja ta została przyjęta przez Prezydenta McKaya i innych, a Gordona wyznaczono do wyprodukowania tego filmu. Przy realizacji projektu współpracował on z wieloma utalentowanymi, wiernymi profesjonalistami. Prace zostały ukończone we wrześniu 1955 roku. Następnie osobiście zawiózł film do Świątyni Berno w Szwajcarii i nadzorował techniczne przygotowania do pierwszych sesji obdarowań42.
Gordon był wzruszony, widząc, że jego praca przynosi radość świętym w Europie: „Kiedy ujrzałem zgromadzonych tam ludzi z dziesięciu krajów, którzy przybyli, by wziąć udział w obrzędach świątynnych, kiedy ujrzałem starszych ludzi zza Żelaznej Kurtyny, którzy stracili swe rodziny w wojnie, która przetoczyła się przez ich ojczyzny, kiedy ujrzałem radość i łzy szczęścia, które płynęły z ich serca z powodu możliwości, jakie się przed nimi otworzyły, kiedy ujrzałem młodych mężów i żony z ich rodzinami — ich śliczne, mądre dzieci — kiedy ujrzałem te rodziny zjednoczone na wieczność, wiedziałem z pewnością większą niż ta, którą miałem wcześniej, że [Prezydent McKay] otrzymał natchnienie od Pana i był przez Niego prowadzony, by wnieść te bezcenne błogosławieństwa w życie tych wiernych mężczyzn i kobiet zgromadzonych spośród narodów Europy”43.
Od powrotu Gordona z misji minęło już dwadzieścia lat, a on nadal nie zrealizował swego marzenia o dyplomie i pracy dziennikarza. Zamiast tego nauczył się korzystać z nowej gałęzi techniki, by głosić słowo Boga, nawiązał dobre stosunki z ludźmi innych wyznań, studiował kroniki historii Kościoła i pomógł przygotować drogę, dzięki której tysiące świętych w dniach ostatnich mogło otrzymać błogosławieństwa świątyni. Te doświadczenia stały się podstawą służby, którą miał pełnić przez resztę swego życia.
Służba jako asystent Dwunastu
W sobotę 5 kwietnia 1958 roku syn Gordona i Marjorie, Richard, odebrał telefon. Rozmówca się nie przedstawił, ale Richard rozpoznał głos Prezydenta Davida O. McKaya i pobiegł powiedzieć o tym ojcu. Po krótkiej rozmowie z Prezydentem McKayem Gordon wziął szybki prysznic, zmienił ubranie i pojechał do biura Prezydenta Kościoła. Ponieważ wielokrotnie otrzymywał różna zadania od Prezydenta McKaya, spodziewał się, że zostanie poproszony o jakąś pomoc w związku z mającą się odbyć następnego dnia sesją konferencji generalnej. Ku jego zaskoczeniu Prezydentowi McKayowi chodziło o coś innego. Po miłym powitaniu Prezydent poprosił Gordona, aby służył jako asystent Dwunastu. Bracia, którzy służyli na tym stanowisku, zlikwidowanym w 1976 roku, byli członkami Władz Generalnych Kościoła. Kiedy Prezydent zaproponował mu to powołanie, Gordon służył jako prezydent palika East Mill Creek.
Następnego dnia Starszy Gordon B. Hinckley otrzymał głos poparcia na konferencji generalnej. Chociaż w swoim pierwszym konferencyjnym przemówieniu przyznał, że „miał głębokie poczucie, że to zadanie go przerasta”, przyjął nowe obowiązki z charakterystycznymi dla siebie wiarą i wigorem44.
Jednym z głównych zadań Starszego Hinckleya jako asystenta Dwunastu było nadzorowanie pracy Kościoła w całej Azji. Niewiele wiedział o żyjących tam ludziach, nie znał żadnego z tamtejszych języków, ale szybko ich pokochał, a oni pokochali jego. Kenji Tanaka, święty w dniach ostatnich z Japonii, opowiedział o pierwszym spotkaniu Starszego Hinckleya w swoim kraju: „Ekscytację Starszego Hinckleya widać było w błysku, jaki miał w oku. Pierwsze słowo, jakie do nas wypowiedział, brzmiało: Subarashii! [‘Wspaniale!’]. Atmosfera na spotkaniu zmieniła się z nieco usztywnionej i formalnej w przyjazną i pełną poczucia bliskości z nim; było bardzo serdecznie”45.
Tym uczuciem dzielił się wszędzie, gdzie pojechał. Pomagał ludziom dostrzegać, że z wiarą w Pana mogą osiągnąć wielkie rzeczy i mogą pomagać Kościołowi rozwijać się w swoich ojczystych krajach. Starał się również być blisko pełnoetatowych misjonarzy, bo wiedział, że ich oddanie będzie miało bezpośredni wpływ na ludzi, którym służyli.
Szczególny świadek imienia Chrystusa
Kolejny telefon, który odmienił życie rodziny Hinckleyów, zadzwonił w sobotę 30 września 1961 roku. Tym razem to Marjorie pierwsza usłyszała znajomy głos Prezydenta McKaya. I znowu Gordon B. Hinckley pośpieszył do biura Prezydenta Kościoła. I znowu z zaskoczeniem i pokorą przyjął powód swojej wizyty. Kiedy dotarł na miejsce, Prezydent McKay powiedział: „Poczułem natchnienie, aby nominować cię na wolne stanowisko w Kworum Dwunastu Apostołów. Chcielibyśmy, abyś na dzisiejszej konferencji otrzymał głos poparcia”46. I znowu Starszy Hinckley zabrał się do pracy z wiarą i entuzjazmem pomimo poczucia, że nie zasługuje na ten zaszczyt.
Jako Apostoł Starszy Hinckley otrzymał dodatkowe obowiązki. Od czasu do czasu spotykał się z przywódcami rządów i innymi dygnitarzami. Był często proszony o publiczne przedstawianie stanowiska Kościoła w odpowiedzi na krytykę i społeczne zawirowania w Stanach Zjednoczonych. Stał na czele prac mających zwiększyć zdolność Kościoła do transmitowania jego przekazu i wykorzystywania techniki, by głosić ewangelię na całym świecie. Mimo coraz liczniejszych obowiązków nigdy nie stracił z oczu najważniejszego — obowiązku, by wzmacniać wiarę w poszczególnych osobach i rodzinach. Czy rozmawiał z jednym człowiekiem, czy przemawiał do dziesięciu tysięcy, zawsze zwracał się w sposób bardzo osobisty, co stało się znakiem rozpoznawczym jego służby: przyprowadzanie ludzi do Chrystusa, jednego po drugim.
Starszy Hinckley nadzorował pracę w Azji przez kolejnych 7 lat i cieszył się z rozwoju i wzrostu swoich przyjaciół w tamtym regionie. Zauważył: „To niezwykle inspirujące doświadczenie […] być świadkiem, jak Pan tka poszczególne nitki Swego wielkiego planu […] w tamtej części świata”47.
Kiedy zmienił się podział zadań w Kworum Dwunastu, Starszy Hinckley miał sposobność służyć też w innych rejonach. Wszędzie, gdzie się udawał, okazywał troskę o każdego człowieka. W 1970 roku, kiedy nadzorował pracę Kościoła w Ameryce Południowej, po konferencji palika w Peru, pojechał do Chile. Dwa dniu później dowiedział się, że w Peru miało miejsce trzęsienie ziemi i że zaginęło czterech misjonarzy. Natychmiast poczynił plany powrotu do Peru, mimo że opóźniło to jego powrót do domu. „Nie mogę z czystym sumieniem jechać do domu, wiedząc, że nadal nie ma tych misjonarzy”48.
Do stolicy Peru, Limy, dotarł następnego ranka. Kiedy poszukiwani misjonarze odnaleźli kogoś, kto miał amatorski nadajnik radiowy, udało im się zadzwonić do Limy i porozmawiać ze Starszym Hinckleyem. Misjonarze byli w niewielkim pokoju z innymi osobami, które przeżyły katastrofę, a ich rozmowa była nadawana przez głośnik. „Kiedy w głośniku zabrzmiał głos Starszego Hinckleya, cała sala wypełniona ludźmi, którzy przepychali się, by mieć dostęp do radia, natychmiast ucichła. Chociaż mówił po angielsku, a ci wszyscy ludzie po hiszpańsku, zaczęli szeptać między sobą: ‘Kim jest ten człowiek?’. Wszyscy mieli poczucie, nawet pośród panującego tam chaosu, że ten głos nie należał do zwyczajnego człowieka”49.
W czasie dwóch pierwszych lat nadzorowania Kościoła w Południowej Ameryce Starszy Hinckley objechał wszystkie misje, utworzył nowe misje w Kolumbii i Ekwadorze, pomógł utworzyć nowe paliki w Limie w Peru oraz w São Paulo w Brazylii i przyczynił się do rozwiązania problemu wizowego misjonarzy powoływanych do służby w Argentynie. Był w trakcie dalszych prac, kiedy w maju 1971 roku został powołany, by nadzorować osiem misji w Europie50.
Starszy Hinckley często czuł zmęczenie z powodu gęsto zapełnionego grafiku działań. Zawsze się cieszył, kiedy wracał do domu i mógł spędzić czas z Marjorie i dziećmi. Żona jednak wiedziała, że kiedy zbyt długo nie pracował, stawał się niespokojny. Jego powołanie na Apostoła — jednego ze „specjalnych świadków imienia Chrystusa na całym świecie” (NiP 107:23) — zawsze było obecne w jego myślach.
Ciężka praca Doradcy w Pierwszym Prezydium
15 lipca 1981 roku, po 20 latach służby w Kworum Dwunastu, Starszy Hinckley otrzymał kolejne niespodziewane powołanie. Prezydent Spencer W. Kimball, ówczesny Prezydent Kościoła, poprosił go, aby służył w Pierwszym Prezydium u boku Prezydentów N. Eldona Tannera i Mariona G. Romneya. Było to niezwykłe odstąpienie od tradycji dwóch doradców, ale nie wydarzyło się to po raz pierwszy. Prezydent Kimball i jego doradcy niedomagali fizycznie i potrzebowali dodatkowego wsparcia w Prezydium51.
Podczas pierwszej konferencji generalnej, na której wystąpił w nowej roli, Prezydent Hinckley powiedział: „Moim jedynym pragnieniem jest służyć lojalnie wszędzie, gdzie zostanę powołany […]. To święte powołanie uświadomiło mi moje słabości. Jeśli kiedykolwiek kogokolwiek uraziłem, przepraszam i mam nadzieję, że mi wybaczycie. Czy to powołanie będzie trwać długo czy krótko, przyrzekam, że będę się starał wypełniać je najlepiej, jak potrafię, z miłością i wiarą”52.
Musiał się starać ze wszystkich sił, ponieważ zdrowie Prezydentów Kimballa, Tannera i Romneya uległo pogorszeniu. Większość codziennych prac Pierwszego Prezydium spadła na barki Prezydenta Hinckleya. Odpowiadał też za szereg innych ważnych projektów, jak na przykład poświęcenie Świątyni Jordan River w stanie Utah. Ponadto zmagał się z publicznym krytykowaniem Kościoła i jego przywódców, zarówno dawnych, jak i obecnych. W kwietniu 1982 roku podczas konferencji generalnej radził:
„Żyjemy w społeczeństwie, które pasjonuje się krytykowaniem […]. Wzywam was, abyście spojrzeli z szerszej perspektywy i przestali zamartwiać się drobnymi niedoskonałościami […]. To pojedyncze wypadki w stosunku do służby rzeszy [przywódców Kościoła] i ich wkładu w pracę”53.
Prezydent Tanner zmarł 27 listopada 1982 roku, zaś zdrowie Prezydentów Kimballa i Romneya pogorszyło się do tego stopnia, że podczas konferencji generalnej w kwietniu 1983 roku Prezydent Hinckley, powołany już na Drugiego Doradcę w Pierwszym Prezydium, siedział na podium obok pustych krzeseł. W bardzo osobisty sposób odczuwał to, co nazwał kiedyś „osamotnieniem w przywództwie”54.
Prezydent Hinckley postępował z rozwagą i modlitwą, nie chcąc przekroczyć kompetencji proroka. O pomoc w zarządzaniu codziennymi sprawami Kościoła poprosił starszych członków Dwunastu, w szczególności Starszego Ezrę Tafta Bensona, prezydenta tego Kworum. Prezydent Hinckley ściśle współpracował z członkami Kworum Dwunastu, zawsze zgodnie z przewodnictwem i radą Prezydenta Kimballa. Mimo to było to dla niego ciężkie brzemię.
Chociaż przez większość czasu obowiązki w Prezydium zatrzymywały Prezydenta Hinckleya w Salt Lake City, od czasu do czasu wyjeżdżał, aby służyć członkom i misjonarzom w innych częściach świata. W 1984 roku powrócił na Filipiny. Osiemnaście lat wcześniej poświęcił tam pierwsza kaplicę, teraz miał poświęcić pierwszą świątynię. W modlitwie poświęcającej powiedział:
„Naród filipiński to naród rozsiany po wielu wyspach, jego ludzie kochają wolność i prawdę, ich serca są wrażliwe na świadectwo Twoich sług i przyjmują oni przesłanie wiecznej ewangelii. Dziękujemy Ci za ich wiarę. Dziękujemy Ci za ich ofiarnego ducha. Dziękujemy Ci za cud rozwoju Twego dzieła w tym kraju”55.
Stały rozwój Kościoła stał się oczywisty, kiedy w czerwcu 1984 roku Prezydent Hinckley, w imieniu Pierwszego Prezydium, ogłosił powołanie Prezydiów Obszarów — członków Siedemdziesiątych, którzy będą mieszkać na całym świecie i nadzorować pracę Kościoła w wyznaczonych obszarach geograficznych. Pracując pod przewodnictwem Pierwszego Prezydium i Kworum Dwunastu, bracia ci mają zapewnić przywództwo i szkolenia, których potrzeba na danym terenie. „Nie możemy wszystkich decyzji podejmować w Salt Lake City — powiedział. — Musimy zrobić coś, żeby zdecentralizować władzę”56. Jakiś rok później, przemawiając do przywódców Kościoła na świecie, Prezydent Hinckley powiedział: „Jestem przekonany, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy uczyniliśmy natchniony i wielki krok naprzód. Jestem pewien, że częsta obecność tych dobrych ludzi pośród was będzie dodawać wam otuchy. Ci Bracia niejako wiążą ze sobą cały organizm Kościoła”57.
Po 12 latach przewodzenia Kościołowi w okresie niebywałego rozwoju, Prezydent Spencer W. Kimball zmarł 5 listopada 1985 roku. Ezra Taft Benson, jako najstarszy stażem Apostoł, został wyświęcony na Prezydenta Kościoła. Poprosił on Gordona B. Hinckleya, aby służył jako Pierwszy Doradca w Pierwszym Prezydium, a Thomasa S. Monsona, aby został Drugim Doradcą. Jako że w Prezydium było trzech zdrowych członków, Prezydent Hinckley poczuł, że jego brzemię nieco zelżało i mógł częściej odwiedzać świętych w różnych zakątkach świata.
W ciągu kilku lat stan zdrowia Prezydenta Bensona zaczął się pogarszać i ponownie codzienne obowiązki związane z zarządzaniem Kościołem spadły na Prezydenta Hinckleya. Tym razem jednak nie był w Prezydium osamotniony. Z zapałem i energią Prezydenci Hinckley i Monson utrzymywali Kościół na stałym kursie, zawsze szanując powołanie Prezydenta Bensona jako proroka, widzącego i objawiciela. Nawiązali mocną, trwałą przyjaźń i współpracę.
Prezydent Benson zmarł 30 maja 1994 roku, a Prezydentem Kościoła został Howard W. Hunter. Prezydent Hinckley i Prezydent Monson ponownie zostali powołani na doradców. W czerwcu Prezydent i Siostra Hinckleyowie towarzyszyli Prezydentowi Hunterowi i jego żonie Inis oraz Starszemu M. Russellowi Ballardowi i jego żonie Barbarze w Nauvoo w stanie Illinois, na obchodach upamiętniających 150. rocznicę męczeńskiej śmierci Józefa i Hyruma Smithów. Była to jedyna wspólna podróż Prezydenta Huntera i Prezydenta Hinckleya. Prezydent Hunter od lat zmagał się z problemami zdrowotnymi, a po tym wyjeździe stan jego zdrowia gwałtownie się pogorszył. 27 lutego 1995 roku poprosił on Prezydenta Hinckleya o błogosławieństwo kapłańskie. Podczas błogosławieństwa Prezydent Hinckley prosił o zachowanie Prezydenta Huntera przy życiu, ale powiedział też, że wszystko jest w rękach Pana58. Kilka dni później, 3 marca 1995 roku, Prezydent Hunter zmarł.
Prorok, widzący, objawiciel i prezydent Kościoła
Choć śmierć Prezydenta Huntera nie była zaskoczeniem, była dla Hinckleyów ciężkim przeżyciem. Jako najstarszy stażem Apostoł, Prezydent Hinckley był następny w linii, by zostać Prezydentem Kościoła. Siostra Hinckley wspominała moment, kiedy dowiedzieli się o śmierci Prezydenta Huntera: „Prezydent Hunter zmarł, a my mieliśmy ponieść to dzieło dalej. Czułam wielki smutek i osamotnienie. Gordon czuł to samo. Był jak odrętwiały. I czuł się bardzo, bardzo samotny. Nie było już nikogo, kto mógł zrozumieć, przez co przechodził”59.
Po pogrzebie Prezydenta Huntera Prezydent Hinckley znalazł ukojenie w świątyni. Sam, w pokoju spotkań Pierwszego Prezydium i Kworum Dwunastu w Świątyni Salt Lake, studiował pisma święte i rozważał to, co przeczytał. Rozmyślał nad życiem, służbą i Zadośćuczynieniem Jezusa Chrystusa. Potem zaczął studiować wiszące na ścianie portrety wszystkich Prezydentów Kościoła od Józefa Smitha po Howarda W. Huntera. Opisał to doświadczenie w swoim dzienniku:
„Przechadzałem się przed tymi portretami i patrzyłem w oczy namalowanych na nich mężczyzn. Miałem uczucie, jakbym mógł z nimi niemal rozmawiać. Czułem się prawie tak, jakby do mnie przemawiali i dodawali mi otuchy […]. Usiadłem na krześle, które zajmowałem, będąc pierwszym doradcą Prezydenta. Długo wpatrywałem się w te portrety. Każdy z nich zdawał się niemal ożywać. Wydawało się, jakby ich wzrok był skierowany na mnie. Czułem, że dodają mi odwagi, że chcą okazać swoje wsparcie. Zdawali się mi mówić, że przemawiali za mną podczas narady w niebie, że nie mam się czego obawiać, że będę błogosławiony i wspierany podczas mojej służby.
Padłem na kolana i błagałem Pana. Zwróciłem się do Niego w długiej modlitwie […]. Jestem pewien, że mocą Ducha Świętego usłyszałem słowa Pana, nie Jego głos, ale ciepło, które uczułem w sercu na temat pytań, które zadałem w modlitwie”60.
Po tym doświadczeniu ponownie zapisał swoje przemyślenia: „Czuję się lepiej i mam w sercu większą pewność, że Pan realizuje Swe zamysły odnośnie do Swego dzieła i królestwa, że otrzymam poparcie jako Prezydent Kościoła, jako prorok, widzący i objawiciel, i że będę służył tak długo, jak mi Pan wyznaczy. Mając w sercu potwierdzenie Ducha, wiem teraz, że jestem gotowy, by iść naprzód, i działać najlepiej, jak potrafię. Trudno jest mi uwierzyć, że Pan nakłada na mnie ten najwyższy i najświętszy z obowiązków […]. Mam nadzieję, że Pan wyszkolił mnie do tego, czego ode mnie oczekuje. Będę Mu całkowicie oddany i z pewnością będę poszukiwał Jego przewodnictwa”61.
Prezydent Gordon B. Hinckley został wyświęcony na Prezydenta Kościoła 12 marca 1995 roku, zaś następnego dnia przemówił na konferencji prasowej i odpowiadał na pytania dziennikarzy. Starszy Jeffrey R. Holland powiedział, że „pod koniec serdecznej, często błyskotliwej, zawsze przyjaznej wymiany poglądów na wiele różnych tematów zadawanych podczas konferencji dla prasy, pewien reporter zapytał Prezydenta Hinckleya: ‘Na czym będzie się pan skupiał? Na czym będzie się opierać pańska administracja?’.
Instynktownie odpowiedział: ‘Na kontynuacji. Tak. Naszym głównym motywem będzie kontynuowanie tego wielkiego dzieła, które rozpoczęli nasi poprzednicy’”62.
Prezydent Hinckley dotrzymał słowa. Z szacunkiem dla proroków, którzy byli przed nim, kontynuował dzieło, które rozpoczęli. Z wiarą w Boga Ojca i Jezusa Chrystusa, w zgodzie z objawieniami, wykonywał tę pracę na nowe sposoby.
Wydobywanie Kościoła „z zapomnienia” (NiP 1:30)
Na początku służby Prezydenta Hinckleya Starszy Neal A. Maxwell z Kworum Dwunastu Apostołów zauważył: „Prezydent Hinckley pomaga wydobyć Kościół z zapomnienia. Kościół nie może rozwijać się tak, jak powinien, kiedy jesteśmy schowani pod korcem. Ktoś musi wystąpić naprzód, a Prezydent Hinckley jest gotów to uczynić. Jest on człowiekiem zarówno starej, jak i nowej daty, i ma cudowny dar formułowania myśli, który pozwala mu prezentować nasze przesłanie w sposób, który porusza wszystkich ludzi”63.
Rozległe doświadczenie Prezydenta Hinckleya w zakresie mediów i przekazów telewizyjnych pomogło mu przygotować się do tego zadania. Jako Prezydent Kościoła często udzielał wywiadów dziennikarzom na całym świecie, odpowiadając na pytania dotyczące doktryny i polityki Kościoła oraz składając świadectwo o Zbawicielu i przywróconej ewangelii. Za każdym razem potrafił sprawić, że go rozumiano i nawiązywał przyjaźnie.
Na szczególną uwagę zasługuje wywiad z 1996 roku z uznanym reporterem Mikem Wallacem z telewizyjnego programu 60 Minutes. Pan Wallace był znany z tego, że podczas wywiadów dążył do uzyskania wszystkich interesujących go odpowiedzi. Prezydent Hinckley przyznał, że miał pewne obawy, zanim program ukazał się na antenie ogólnokrajowej telewizji w USA. „Będę wdzięczny, jeśli obróci się to na naszą korzyść — powiedział. — W innym razie obiecuję, że już nigdy nie dam się wmanewrować w podobną pułapkę”64.
Wywiad okazał się bardzo przychylny Kościołowi, ukazując wiele jego pozytywnych aspektów. Co więcej, Mike Wallace i Prezydent Hinckley się zaprzyjaźnili.
W 2002 roku Salt Lake City było gospodarzem Zimowych Igrzysk Olimpijskich, dzięki czemu Kościół znalazł się w centrum uwagi całego świata. Prezydenta Hinckleya i jego doradców proszono o opinię podczas planowania części obchodów. „Podjęliśmy świadomą decyzję, że nie wykorzystamy tego czasu i okazji do głoszenia naszego przesłania — powiedział — byliśmy jednak pewni, że to ważne wydarzenie będzie dla Kościoła czymś wspaniałym”65. Tak też się stało. Dziesiątki tysięcy ludzi odwiedziły Dolinę Jeziora Słonego, gdzie powitali ich serdecznie nastawieni gospodarze — święci w dniach ostatnich i inni, pracujący razem, by stworzyć niezapomniane Igrzyska. Przybysze chodzili po Placu Świątynnym, słuchali Chóru Tabernakulum i odwiedzali Bibliotekę Historii Rodziny. Miliardy ludzi zobaczyły w swoich telewizorach Świątynię Salt Lake i obejrzały materiały na temat Kościoła ukazujące go w pozytywnym świetle. Było to, jak powiedział Prezydent Hinckley, coś wspaniałego dla Kościoła.
Poza znanymi od dawna środkami komunikacji Prezydent Hinckley wprowadził innowacje. Na przykład, dostrzegł potencjał Internetu jako narzędzia, dzięki któremu Kościół może być bliżej swoich członków i może dzielić się przywróconą ewangelią z ludźmi innych wyznań. W czasie jego administracji Kościół uruchomił strony internetowe: LDS.org, FamilySearch.org i Mormon.org.
23 czerwca 2004 roku Prezydent Hinckley ukończył 94 lata. Został uhonorowany przez Prezydenta Medalem Wolności — najwyższym odznaczeniem cywilnym w Stanach Zjednoczonych. Przyjmując go, powiedział: „Jestem wielce zaszczycony, że mogę otrzymać tak prestiżowe wyróżnienie od Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jestem za nie ogromnie wdzięczny. W szerszym zrozumieniu, jest ono wyrazem uznania dla Kościoła, który dał mi tyle możliwości i którego interesom staram się służyć”66. Postrzegał tę nagrodę jako symbol coraz większej pozytywnej reputacji Kościoła i dowód na to, że faktycznie zaczyna się on wydobywać z zapomnienia.
Podróże do świętych w dniach ostatnich
Prezydent Hinckley nie przepadał za podróżami, ale jego pragnienie, by służyć pośród świętych w dniach ostatnich, było większe niż chęć pozostania w domu. Powiedział, że pragnie „przebywać wśród naszego ludu, by przekazywać uznanie i zachętę oraz składać świadectwo o boskości pracy Pana”67. Na początku swej prezydentury powiedział: „Jestem zdecydowany, że gdy tylko będę miał siłę, będę docierał do ludzi w kraju i za granicą […]. Mam zamiar jeździć tak długo, jak starczy mi na to energii. Chcę być wśród ludzi, których kocham”68.
W czasie, kiedy był Prezydentem Kościoła, podróżował często po całych Stanach Zjednoczonych i odbył ponad 90 podróży do innych krajów. W sumie jako Prezydent przemierzył ponad 1,6 miliona kilometrów, spotykając się ze świętymi w różnych zakątkach świata69.
W niektórych regionach ludzie dokonywali większych poświęceń, by dotrzeć na spotkanie z nim, niż on, by do nich dojechać. Na przykład w 1996 roku razem z Siostrą Hinckley odwiedzili Filipiny, gdzie liczba członków Kościoła wzrosła do ponad 375 000. Prezydent i Siostra Hinckley mieli któregoś wieczora przemawiać na spotkaniu zorganizowanym na Aranata Coliseum w Manili. Nim nadeszło południe, arena „była całkowicie wypełniona. O 7 rano ludzie zaczęli ustawiać się w kolejki, by dostać się na spotkanie, które miało się rozpocząć za dwanaście godzin. Oficjalne dane wskazywały, że w obiekcie, który normalnie mieści 25 000 osób, stłoczyło się 35 000 członków, wypełniając szczelnie wszystkie przejścia i alejki. Wielu świętych spędziło dwadzieścia godzin, podróżując łodziami lub autobusami, aby dotrzeć do Manili. Dla niektórych z nich koszt podróży wynosił tyle, co kilkumiesięczne zarobki […].
Kiedy do Prezydenta Hinckleya dotarła wieść o tym, że hala jest pełna i że zarządca obiektu zastanawia się, czy jest możliwość, żeby spotkanie rozpocząć wcześniej, powiedział on tylko: ‘Idziemy’. Razem z Siostrą Hinckley weszli na wielką arenę […]. Jakby na dany znak cała kongregacja powstała, zaczęła wiwatować, a potem z uczuciem odśpiewała ‚Dziękujemy Ci, Boże, za proroka’”70.
Wiedząc, że on i jego bracia nie dadzą rady dotrzeć wszędzie tam, gdzie by chcieli, Prezydent Hinckley zapoczątkował korzystanie z dobrodziejstw techniki, by nauczać przywódców na całym świecie. Dzięki transmisji satelitarnej przewodniczył ogólnoświatowym szkoleniom przywódców, z których pierwsze odbyło się w styczniu 2003 roku.
Promowanie znaczenia poznawania i nauczania duchowych i świeckich prawd
Prezydent Hinckley stwierdził: „Nikt z nas […] nie posiada wystarczającej wiedzy. Proces uczenia nigdy się nie kończy. Musimy czytać, musimy obserwować, musimy chłonąć i musimy zastanawiać się nad tym, co dociera do naszego umysłu”71. Powiedział również: „Skuteczne nauczanie jest istotą przywództwa w Kościele. Życie wieczne nadejdzie tylko wtedy, gdy mężczyźni i kobiety będą nauczani w tak skuteczny sposób, że zmienią i zdyscyplinują swoje życie. Nie można ich zmusić do prawości ani do pójścia do nieba. Trzeba ich prowadzić, a to oznacza nauczanie”72.
Prezydent Hinckley pragnął zapewnić świętym w dniach ostatnich na całym świecie więcej duchowej strawy. W 1995 roku z entuzjazmem zaaprobował publikację nowej serii książek, które są dla członków źródłem wiedzy o ewangelii. Wkrótce potem Kościół zaczął wydawać poszczególne tomy tej serii, która nosi tytuł: Nauki Prezydentów Kościoła, i której częścią jest również niniejsza pozycja.
Prezydent Hinckley cenił również znaczenie świeckiego wykształcenia. Martwił się losem członków Kościoła w ubogich regionach świata, których nie było stać na zdobycie wyższego czy zawodowego wykształcenia. Bez nauki i szkoleń większość z nich nigdy nie wydźwignęłaby się z biedy. Podczas sesji kapłańskiej na konferencji generalnej w kwietniu 2001 roku Prezydent Hinckley powiedział:
„Starając się zaradzić tej sytuacji pragniemy zaproponować plan — plan, który, jak wierzymy, jest natchniony przez Pana Kościół powołał program finansowany głównie z datków wiernych świętych w dniach ostatnich, którzy przekazali i będą przekazywać fundusze na ten cel. Jesteśmy im głęboko wdzięczni […]. Nazwiemy go Nieustającym Funduszem Edukacyjnym”73.
Prezydent Hinckley wyjaśnił, że osoby korzystające z programu otrzymają pożyczki z funduszy przekazanych przez członków Kościoła na naukę i szkolenia zawodowe. Po zakończeniu kształcenia będą stopniowo spłacać pożyczki, aby uzyskane w ten sposób pieniądze można było przeznaczyć na pomoc kolejnym osobom. Wyjaśnił również, że Nieustający Fundusz Edukacyjny „będzie się opierał na zasadach podobnych do tych, na których działał Nieustający Fundusz Emigracyjny”, który Kościół ustanowił w XIX wieku, aby pomóc potrzebującym świętym emigrować do Syjonu74.
W ciągu sześciu miesięcy święci w dniach ostatnich przekazali miliony dolarów na Nieustający Fundusz Edukacyjny75. Rok po rozpoczęciu tego projektu Prezydent Hinckley ogłosił: „To przedsięwzięcie ma teraz solidne podstawy […]. Młodzi mężczyźni i młode kobiety w mniej rozwiniętych rejonach świata, młodzi mężczyźni i młode kobiety, którzy w większości służyli na misjach, będą mieli szansę na dobre wykształcenie, co pozwoli im wyrwać się z nędzy, z którą ich przodkowie zmagali się od pokoleń”76. Program ten nadal błogosławi świętych w dniach ostatnich, zarówno tych, którzy z niego korzystają, jak i darczyńców.
Świadectwo o świętości małżeństwa i rodziny
Podczas generalnego spotkania Stowarzyszenia Pomocy 23 września 1995 roku Prezydent Hinckley powiedział:
„Przy tak wielu przemądrzałych słowach, które mienią się prawdą, przy tylu zwodniczych teoriach odnoszących się do norm i wartości, tylu pokusach i zachętach, by przyjąć do siebie grzechy tego świata, czuliśmy, że należy wydać ostrzeżenie i przestrogę. Kontynuując to dzieło, my jako [Pierwsze Prezydium] i Rada Dwunastu Apostołów, wydajemy teraz proklamację dla Kościoła i świata. Jest to deklaracja i potwierdzenie standardów, doktryn i praktyk odnoszących się do rodziny, jakie prorocy, widzący i objawiciele tego Kościoła powtarzali przez całe jego istnienie”77.
Po tym wstępie Prezydent Hinckley po raz pierwszy publicznie odczytał dokument: „Rodzina: Proklamacja dla świata”.
Świętość małżeństwa i rodziny był stałym tematem nauk Prezydenta Hinckleya. Potępiał on wszelkie rodzaje znęcania oraz zachęcał rodziców i dzieci, aby okazywali sobie cierpliwość i miłość, by się nawzajem nauczali i służyli sobie wzajemnie. W liście z 11 lutego 1999 roku on i jego doradcy z Pierwszego Prezydium napisali:
„Apelujemy do rodziców, aby dołożyli wszelkich starań, by nauczać i wychowywać swoje dzieci według zasad ewangelii, co utrzyma je blisko Kościoła. Dom jest podstawą prawego życia. Żadna inna rzecz nie może zająć jego miejsca ani wypełniać jego niezbędnych funkcji w wypełnianiu tego nadanego przez Boga obowiązku.
Zachęcamy rodziców i dzieci, by nadali najwyższy priorytet modlitwie rodzinnej, domowemu wieczorowi rodzinnemu, studiowaniu i nauczaniu ewangelii oraz wartościowym zajęciom rodzinnym. Jakkolwiek szlachetne i właściwe nie byłyby inne wymogi czy zajęcia, nie wolno pozwolić, by zastąpiły wyznaczone przez Boga obowiązki, które tylko rodzice i rodziny mogą właściwie wykonać”78.
Wyciąganie ręki do nowo nawróconych
Prezydent Hinckley z radością witał duże liczby osób przyłączających się do Kościoła, ale martwił się o ludzi, którzy kryli się za tymi numerami. Na początku swej prezydentury powiedział:
„Przy wciąż wzrastającej liczbie nawróconych musimy podjąć jeszcze większe starania, aby pomóc im, kiedy odnajdują swoją drogę. Każdy z nich potrzebuje trzech rzeczy: przyjaciela, obowiązku i wzmacniania ‘dobrym słowem Bożym’ (Moroni 6:4). To nasz obowiązek i nasze prawo, by zapewnić im te rzeczy”79.
Wzmacnianie nowo nawróconych to stały temat Prezydenta Hinckleya. Starszy Jeffrey R. Holland opowiedział następującą historię, która ilustruje nastawienie Prezydenta do tej kwestii: „Z iskierką w oku i uderzając ręką w stół, powiedział niedawno do Dwunastu: ‘Bracia, kiedy moje życie się skończy i dobiegną końca obrzędy pogrzebowe, podniosę się w trumnie tak, że będę siedział, a gdy będę was mijał, spojrzę każdemu z was w oczy i zapytam: Jak nam idzie zatrzymywanie nawróconych w Kościele?’”80.
Budowa świątyń
W 1910 roku, kiedy urodził się Gordon B. Hinckley, na świecie były tylko 4 działające świątynie i wszystkie znajdowały się na terenie stanu Utah. W 1961 roku, kiedy został ustanowiony Apostołem, liczba ta wzrosła do 12. Ten postęp był znaczny, ale Starszy Hinckley często wyrażał troskę o to, że wielu ludzi na świecie ma ograniczony dostęp do błogosławieństw świątynnych. W 1973 roku, kiedy służył w kościelnym komitecie ds. świątyń, napisał w swoim dzienniku: „Kościół mógłby wybudować [wiele mniejszych] świątyń za kwotę równą kosztom wzniesienia Świątyni Waszyngton [wówczas w budowie]. Dzięki temu świątynie znalazłyby się bliżej ludzi, którzy nie musieliby pokonywać wielkich odległości, żeby do nich dotrzeć”81.
Kiedy w 1995 roku otrzymał poparcie jako Prezydent Kościoła, liczba działających świątyń wzrosła do 47, ale nadal gorąco pragnął, aby było ich jeszcze więcej. Powiedział: „Moim palącym pragnieniem jest, aby świątynie były wszędzie tam, gdzie są potrzebne, aby nasi ludzie, gdziekolwiek by nie byli, mogli bez ogromnych poświęceń przyjść do domu Pana i dokonać własnych obrzędów i wykonać pracę w zastępstwie zmarłych”82.
Podczas konferencji generalnej w październiku 1997 roku Prezydent Hinckley dokonał historycznego ogłoszenia, że Kościół zacznie budować mniejsze świątynie na całym świecie83. Później powiedział: „Pomysł budowy mniejszych świątyń przyszedł, jak wierzę, jako bezpośrednie objawienie”84. W 1998 roku ogłosił budowę 30 nowych niewielkich świątyń, co wraz ze świątyniami, które były już na etapie planowania lub budowy, sprawiło, że „do działających już 51 świątyń [dodanych zostało] 47”. Ku radości wszystkich słuchających Prezydent Hinckley dodał jeszcze: „Myślę, że powinniśmy dodać do tego jeszcze 2, żeby mieć równe 100 świątyń na zakończenie tego stulecia, kiedy to minie 2000 lat ‘od czasu przyjścia naszego Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, w ciele’ (NiP 20:1)”. A następnie obiecał: „A będą jeszcze kolejne”85.
1 października 2000 roku Prezydent Hinckley poświęcił Świątynię Boston w Massachusetts, setną działającą świątynię. Nim rok 2000 dobiegł końca, poświęcił też kolejne dwie świątynie. Kiedy zmarł w 2008 roku, Kościół miał 124 działające świątynie, a budowa kolejnych 13 została ogłoszona. Prezydent Hinckley uczestniczył w planowaniu i budowie większości spośród nich, 85 z nich osobiście poświęcił, a 13 poświęcił po raz drugi (w przypadku 8 z nich było to ponowne poświęcenie świątyń, które poświęcił również za pierwszym razem).
Centrum Konferencyjne
Podczas konferencji generalnej w październiku 1995 roku Prezydent Hinckley wspomniał, że chodzi mu po głowie pewna myśl. Przemawiając z Tabernakulum na Placu Świątynnym, powiedział: „To wspaniale Tabernakulum każdego roku wydaje się coraz mniejsze. Obecnie spotykamy się z większymi zgromadzeniami podczas niektórych konferencji regionalnych”86. Podczas kwietniowej konferencji w 1996 roku Prezydent Hinckley powiedział na ten temat nieco więcej:
„Żałuję, że wiele osób, które chciałyby się z nami spotkać dzisiejszego ranka w Tabernakulum, nie mogło się dostać do środka. Wiele osób pozostało na zewnątrz. W tym wyjątkowym i pięknym obiekcie, który został zbudowany przez naszych przodków pionierów i który poświęcono, by oddawać w nim cześć Panu, mieści się wygodnie około 6 000 osób. Niektórzy z was po spędzeniu dwóch godzin na tych twardych ławkach mogą poddawać w wątpliwość słowo wygodnie.
Moje serce boleje nad tymi, którzy chcieli dostać się do środka, lecz zabrakło dla nich miejsca. Mniej więcej rok temu zasugerowałem Braciom, że być może nadszedł czas, abyśmy rozważyli potrzebę budowy kolejnego budynku zdolnego pomieścić 3 lub 4 razy więcej osób niż obecny”87.
24 lipca 1997 roku, w 150. rocznicę przybycia pionierów do Doliny Jeziora Słonego, przełamano ziemię pod budowę nowego budynku, który miał nosić nazwę Centrum Konferencyjnego, na działce przylegającej od północy do Placu Świątynnego. Mniej niż trzy lata później, w kwietniu 2000 roku, odbyły się tam pierwsze sesje konferencji generalnej, mimo że budowa nie była jeszcze całkowicie ukończona. Prezydent Hinckley poświęcił Centrum Konferencyjne podczas konferencji generalnej w październiku 2000 roku. Zanim odmówił modlitwę poświęcającą, stanął przy mównicy wykonanej z drewna czarnego orzecha włoskiego, który rósł w jego własnym ogrodzie, i powiedział:
„Dzisiaj poświęcamy to Centrum jako dom, w którym czcić będziemy Boga, Wiecznego Ojca, oraz Jego Jednorodzonego Syna, Pana Jezusa Chrystusa. Mamy nadzieję i modlimy się, że z tej mównicy nadal płynąć będą w świat deklaracje świadectwa, doktryny i wiary w Boga Żywego oraz wdzięczności za wielką zadość czyniącą ofiarę naszego Odkupiciela”88.
Świadectwo o Jezusie Chrystusie
1 stycznia 2000 roku Prezydent Hinckley, jego doradcy w Pierwszym Prezydium oraz Kworum Dwunastu Apostołów, wydali proklamację zatytułowaną: „Żyjący Chrystus: Świadectwo Apostołów”. O Zbawicielu powiedzieli: „Żadna inna osoba nie miała tak głębokiego wpływu na wszystkich, którzy żyli dotąd i będą jeszcze żyli na ziemi”89.
Nikt inny nie wywarł też równie ogromnego wpływu na życie Prezydenta Gordona B. Hinckleya. Przez ponad 46 lat służył on jako szczególny świadek imienia Jezusa Chrystusa. Kilka miesięcy po tym, jak opublikował z braćmi dokument „Żyjący Chrystus”, Prezydent Hinckley stanął przed świętymi w dniach ostatnich i powiedział: „Ze wszystkich rzeczy, za które jestem wdzięczny dzisiejszego poranka, jedna wyróżnia się w szczególny sposób. Jest to żywe świadectwo o Jezusie Chrystusie, Synu Wszechmogącego Boga, o Księciu Pokoju, Świętym Bogu Izraela”90.
Próby i nadzieja
Pod koniec konferencji generalnej w kwietniu 2004 roku Prezydent Hinckley powiedział: „Z pewnym wahaniem proszę was o wykazanie się przez chwilę wyrozumiałością. Pewnie niektórzy z was zauważyli nieobecność Siostry Hinckley. Po raz pierwszy od 46 lat, odkąd jestem we Władzach Generalnych, nie jest ona obecna na konferencji generalnej […]. W drodze do domu [wracaliśmy z Afryki w styczniu] zasłabła ze zmęczenia. Od tamtej pory miała trudności […]. Wydaje mi się, że zegar przestaje bić i nie wiemy, jak go nakręcić.
Dla mnie jest to ponury czas. W tym miesiącu mija 67. rocznica naszego ślubu. Jest matką piątki naszych utalentowanych i zdolnych dzieci, jest babcią dla 25 wnucząt, a liczba jej prawnucząt wciąż wzrasta. Przez wszystkie te lata szliśmy razem jedno obok drugiego, równi sobie, będący dla siebie towarzyszami. Szliśmy przez sztorm, aż do czasu, kiedy zaświeciło słońce. Wszędzie, gdziekolwiek była, składała świadectwo o tej pracy, przekazując miłość, poparcie i wiarę”91.
Dwa dni później, 6 kwietnia, Marjorie Pay Hinckley zmarła. Miliony ludzi, którzy ją kochali za czułe serce, bystry umysł i silną wiarę, opłakiwało ją wraz z Prezydentem Hinckleyem. Był wdzięczny za listy ze słowami otuchy i miłości, które napłynęły ze wszystkich stron świata. Te wyrazy jedności, jak powiedział, „[niosły] nam pocieszenie w czasie naszego smutku”92. Wiele osób dokonało w imieniu Siostry Hinckley wpłat na Nieustający Fundusz Edukacyjny.
Utrata Marjorie była dla niego niezwykle trudna, lecz Prezydent Hinckley kontynuował pracę w Kościele mimo tego, że jego własne zdrowie też nieco podupadło. Zaczął chodzić o lasce. Czasami się nią podpierał, ale częściej używał jej, by machać do członków Kościoła. Prezydent Thomas S. Monson wspominał rozmowę z lekarzem Prezydenta Hinckleya, który martwił się tym, jak Prezydent używał — czy też raczej nie używał — swojej laski. Powiedział on: „Ostatnią rzeczą, jaką chcemy, to to, by upadł i złamał biodro lub żeby stało się coś gorszego. Zamiast tego on macha nią dookoła i nie używa jej, kiedy chodzi. Proszę mu powiedzieć, że laska została przepisana przez jego lekarza i musi jej używać zgodnie z jej przeznaczeniem”. Prezydent Monson odpowiedział: „Doktorze, jestem doradcą Prezydenta Hinckleya. Pan jest jego doktorem. Niech pan mu to powie!”93.
Na początku 2006 roku, kiedy Prezydent Hinckley miał 95 lat, zdiagnozowano u niego raka. Na konferencji generalnej w październiku tego roku Prezydent Hinckley powiedział: „Pan pozwolił mi żyć; nie wiem, ile zostało mi jeszcze czasu. Niezależnie od tego, nadal będę się starał ze wszystkich sił radzić sobie z wyznaczonym mi zadaniem […]. Czuję się dobrze, cieszę się całkiem dobrym zdrowiem. Kiedy przyjdzie czas na mojego następcę, zmiana będzie płynna i nastąpi zgodnie z wolą Tego, do którego należy ten Kościół”94.
Rok później w październiku 2007 roku Prezydent Hinckley zakończył swoją ostatnią konferencję generalną słowami: „Z niecierpliwością czekamy na spotkanie z wami w kwietniu przyszłego roku. Mam 97 lat, ale mam nadzieję, że uda mi się dotrwać. Niech w tym czasie błogosławieństwa niebios spoczną na was, o to modlimy się z pokorą i w szczerości, w imię naszego Odkupiciela, Pana Jezusa Chrystusa, amen”95.
Córka Prezydenta i Siostry Hinckleyów Virginia określiła cztery lata po śmierci swojej mamy jako „lata wieńczące” życie Prezydenta Hinckleya. Potem zastanowiła się nad słowami modlitwy, jaką odmówił on 20 stycznia 2008 roku, tydzień przed swoją śmiercią, podczas ponownego poświęcenia kaplicy w Salt Lake City:
„W modlitwie, w bardzo niezwykły sposób, wstawił się do Pana za sobą jako prorokiem. Mówił z wdzięcznością: ‘Od dni Józefa Smitha do czasów obecnych Ty wybierasz i wyznaczasz proroka dla tego ludu. Dziękujemy Ci i prosimy Cię, abyś pocieszył, wsparł i pobłogosławił go wedle jego potrzeb i Twoich wspaniałych celów’”96.
W czwartek, 24 stycznia 2008 roku, Prezydent Hinckley po raz pierwszy poczuł, że nie zdoła uczestniczyć z braćmi w cotygodniowym spotkaniu w świątyni. W następną niedzielę, 27 stycznia, Prezydent Monson oraz Prezydenci Henry B. Eyring i Boyd K. Packer udzielili mu błogosławieństwa kapłańskiego. Tego samego dnia Prezydent Gordon B. Hinckley zmarł spokojnie w swoim domu w otoczeniu pięciorga swoich dzieci i ich rodzin.
Kilka dni potem tysiące ludzi oddało mu cześć, przychodząc się z nim pożegnać podczas publicznego wystawienia trumny w Sali Proroków w Centrum Konferencyjnym. Przywódcy innych Kościołów oraz przywódcy rządów i firm również złożyli kondolencje, wyrażając wdzięczność za wpływ i nauki Prezydenta Hinckleya.
Uroczystości pogrzebowe odbyły się w Centrum Konferencyjnym i były transmitowane do budynków Kościoła na całym świecie. Chór Tabernakulum odśpiewał podczas spotkania nowy hymn zatytułowany „Czym jest ta rzecz, co śmiercią się zwie?”. Słowa tego hymnu napisał Prezydent Hinckley. Było to ostatnie świadectwo o Jezusie Chrystusie, jakie złożył przyjaciołom, którzy szukali u niego mądrości jako u proroka:
Czym jest ta rzecz, co śmiercią się zwie,
To ciche przejście w nocy mrok?
Nie koniec, ale świt to jest
Lepszego dnia, gdzie światła moc.
O Boże, utul serce me
I ucisz w mojej duszy strach.
Nadzieję, wiarę czyste daj,
Siłę i spokój, gdym we łzach.
Śmierć nie istnieje — to przemiana,
A z nią zwycięzcy jest nagroda;
W darze miłości dany jest
Syn Święty przez samego Boga97.